Trzy Siostry
26 marca godz. 17.00
Teatralny klasyk Czechowa w wykonaniu III roku Aktorstwa Dramatycznego warszawskiej Akademii Teatralnej w spektaklu warsztatowym ale granym dla publiczności już prawie rok.
Ciekawe rozwiązanie scenograficzne, publiczność wchodzi na scenę gdzie ustawiono trzy rzędy krzeseł, przechodząc przez widownie na której siedzą aktorzy (oczywiście co bardziej zakręcenie dosiadali się do aktorów). Kurtyna na początek się zasuwa, a nie rozsuwa, a aktorzy wchodzą na scenę z widowni. Rozpoczyna się dialogiem trzech tytułowych sióstr, a potem pojawiają się kolejne postacie dramatu. Wykonań trzech Sióstr było od czorta, więc wiadomo o co chodzi. Sam chyba byłem już na tym w trzech różnych teatrach, a że nie jestem fanem rosyjskiej dramaturgii wolę się nie wypowiadać. Wydaję mi się że w tej adaptacji duży nacisk był położony n apostacie z drugiego planu, a chęć wyjazdu sióstr do Moskwy była mniej istotna. Aktorsko, jak przystało na szkołę teatralną, bardzo poprawnie, ale trochę szkolnie, z uwagą na dykcję, gesty, bez swobody – było widać że wyuczone i narzucone bez własnej inicjatywy. Ale i tak lepszego niż w wielu innych adaptacjach, gdzie nuda wręcz masakruje.
Oczywiście wiem, że w tych dialogach jest niezwykle wiele ciekawych spostrzeżeń i rozważań, a całość ma głębszy wymiar poszukiwania ucieczki z zaściankowego miasteczka do wielkiego świata. I pewnie jeszcze wiele wykonań Trzech Sióstr przed nami. Dla młodych aktorów to bardzo ciekawa próba warsztatowa, i chyba udana, biorąc pod uwagę wystawianie tego do publiczności spoza murów akademickich. Szczególnie, że tekst jest ponadczasowy i brzmi podejrzanie współcześnie (może gdzieś na prowincji dalej zamieszkują trzy siostry marzące o przeprowadzce do stolicy, toczące ze sobą podobne co u Czechowa dialogi).
J 6, 1-14
Urocze dziewczyny w bieli
Na malutką scenę, kwadrat 2x2 m, wpadają młode dziewczynki ubrane na biało. Obiektem rozważań mają być słowa Ewangelii. Dziewczyny przyjmują role: jedna czyta, druga odgrywa Tomasza z Akwinu (moja ulubiona, ładna, drobna blondynka w okularach), dwie są filozofami, a ostatnia blogerka, która opowiada o pieczeniu chleba. Pojawia się jeszcze mężczyzna.
Króciutki, ciekawy spektakl. Mała perełka.
Przy okazji można było odkryć nową sale w akademii Teatralnej, na ostatnim piętrze: Sala Biała.
marat/sade
Demokracja to ułuda, dyktatura jest nieuchronna
Nowa premiera na Miodowej. Sam fakt, że nawet na pierwszym spektaklu nie było kompletu źle wróży.
Nie jest to łatwa sztuka, ale można odnaleźć wiele współczesnych aluzji. Autorzy otwarcie się do tego odżegnują, ale może dzięki temu jeszcze wyraźniej to oddziaływuje.
Scena na Miodowej nie daje zbyt wielu możliwości, ale udanie ją wykorzystano, zarówno poprzez szubienicę zajmująca pół sceny, jak i odpowiednie operowanie światłem pozwalające przenosić się akcji z miejsca na miejsce. Na uwagę zasługują również wymyślne i często odważne erotycznie kreacje.
Spektakl jest trochę monotonny (albo to ja byłem zmęczony), brakuje wyrazistych postaci. Aktorzy z dopracowaną dykcją wydają się zbyt sztuczni.
Zdjęcie ze spektaklu autorstwa Bartka Warzechy udostępnione przez Teatr Collegium Nobilium
Projekt zero: #walkaoogień
Kobiety w czerwieni, faceci w czerni
Przedstawienie taneczne, z uwagi na tytuł nie mogło zabraknąć pełnego składu redakcji wodaiogien. Niewiele zrozumieliśmy, ale liczy się udział. 40-minutowy, bardzo dynamiczny taniec: trzy ładne, młode dziewczyny z czerwonych sukniach i dwóch mężczyzn. Trzeba podkreślić duży wysiłek fizyczny, ale chyba momentami gubili rytm i muzykę. Tematycznie trudno było wyczaić o co chodzi, ale nie możemy krytykować jak się na tanecznym teatrze znamy jak Prezydent na konstytucji.
Awantura w Chioggi
Urocze studentki
Awantura w Chioggi to włoska komedia Carla Goldoniego z osiemnastego wieku. Akcja dzieje się w mieścinie rybackiej, gdzie 75% ludności stanowią kobiety. I nawet ich wyjątkowa śródziemnomorska uroda nie gwarantuje zamążpójścia. W dodatku mężczyźni dziesięć z dwunastu miesięcy w roku spędzają na połowach, a kobitki jak to kobitki: zawsze tylko pierwsze do awantury o nic. Inna sprawa że przyjazd facetów tylko zaostrza konflikt.
W sumie idealny utwór do przeniesienia na potrzeby przedstawienia studenckiego. Uroda młodych studentek wprost oszołamia od pierwszej sceny. Joanna Kuberska, Martyna Dudek, Hanna Wojak, Weronika Humaj Justyna Kowalska i Martyna Trawczyńska pod nieobecność mężczyzn wprost uwodzą publiczność swoimi powabami (dekolt i frywolne nóżki odsłaniają na miarę upalnej aury nadmorskiego miasteczka, w których tylko leciutko powiewa wiaterek).
Problem w tym że jak opadnie zachwyt dziewczynami, to zauważamy totalny chaos na scenie. Role są źle rozpisane, dziewczyny przekrzykują się, a sceny awanturnicze są zupełnie nie przemyślane.
Trochę poprawia sytuację pojawienie się męskiej szóstki aktorów. Ale też niestety widać słabość reżyserską i kiepskie prowadzenie młodych aktorów. Co prawda na sali są widzowie, którzy rozśmiewują się do łez, ale osobiście chaos sceniczny bardziej mnie irytował niż bawił.
Na szczęście dziewczyny dostały do zagrania świetną scenę przesłuchania, gdzie pokazują swoje pazurki i kunszt aktorski. Dla tych kilku minut zdecydowanie warto obejrzeć przedstawienie w Sali Kreczmara.
Potem ponownie jest gorzej, a w dodatku przedstawienie ciągnie się zupełnie niepotrzebnie do pełnych 100 minut. Waldemar Śmigasiewicz jako reżyser zupełnie sobie nie poradził. Kiepsko jest też ze scenografią. Ale już za urocze kostiumy (szczególnie damskie) warto Joannę Adamkiewicz-Wolniak pochwalić.
Ogólnie to mam mieszane uczucie. Uroda aktorek i ich kilkuminutowy popis aktorski jednak nie zakrywają słabej reżyserii i braku pomysłów realizacyjnych. Ale trzeba podkreślić, że sala w Akademii Teatralnej pękała w szwach, a ja trochę żałowałem, że nie obserwowałem poczynań aktorek z pierwszego rzędu.
Barbarzyńcy
Genialne aktorstwo
Powieść Maksyma Gorki to tak nieprzychylny dla mnie tekst (jak i cała literatura rosyjska), że ani jedno przedstawienie na podstawie jego prozy nie ma prawa mi się podobać.
Na tak szerokie wody rzucono młodych studentów warszawskiej Akademii Teatralnej.
Mieszkańców małej rosyjskiej miejscowości poznajemy jak wynurzają się spod sceny. Mają przywitać inżynierów z dużego miasta. Są to ludzie spokojni, poczciwi, bogobojni (witają gości z figurką Maryi). Stojąc z transparentem dają się poznać jako poczciwi, ale mocno przestraszeni wielkiego świata.
Przyjazd gości przewraca zastany porządek. Miastowi wywołują zupełnie nieznane do tej pory mieszkańcom rządze i namiętności. Spektakl powoli przemienia się w bardzo dynamiczny, a końcu ostrą dyskotekę.
Okazuje się ponadto, że akcja dzieje się współcześnie i to w Polsce – przybysze z miast to budowniczowie autostrady – widzimy charakterystyczne ekrany dźwiękoszczelne. Ale twórcy nie przesadzają z nowoczesnością: nie ma telefonów i innych badziewi współczesności.
Spektakl nabiera dynamiki, potęgują to poczucie zarówno światła, jak i nowoczesna muzyka.
Prawdziwą perełką są kreacje aktorskie. Cała osiemnastka aktorów kreuje znakomite postacie. To prawdziwy majstersztyk aktorski, żeby w dwie godziny aż 18 aktorów potrafiło tak wyraziście zagrać. I to dzięki nim udało się obejrzeć po raz pierwszy świetny spektakl oparty na literaturze rosyjskiej.
Iluminacje
Tanecznie w ramach Projektu Zero
W ramach „projektu zero”: przedsięwzięcia Wydziału Aktorskiego warszawskiej akademii, zrealizowano spektakl warsztatowy studentów pod tytułem „Iluminacje”.
Jest to 40 minutowa historia związków trzech osób przedstawiona w formie tanecznej. Skomplikowane interakcje pomiędzy bohaterami przedstawione są jedynie za pomocą ruchu, mimiki i tańca. Trzeba pochwalić młodych aktorów za włożony wysiłek w stosunkowo trudne zadanie.
Kwiaty we włosach
Za rok znów matura
„Kwiaty we włosach” w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego to przedstawienie koncertowe studentów III Wydziału Aktorskiego. Prawdziwy rarytas dla fanów piosenek Seweryna Krajewskiego. Jedenaścioro młodych aktorów prezentuje największe hity w nowych aranżacjach.
Zespół młodych, uroczych i utalentowanych wykonawców daje nowe tchnienie w stare przeboje i sprawia wspaniały prezent sobie, a zapewne przede wszystkim rodzicom którzy się na takiej muzyce wychowali (niewykluczone że niektórzy zostali spłodzenie przy takich piosenkach …).
Godzinny koncert jest znakomicie zrealizowany, skrojony na miarę (nie za długi, bo pewnym momencie może wyjść na jaw że wszystkie te hity są trochę na jedno kopyto), a wykonawcy mimo czarnego odzienia prezentują się wyjątkowo pięknie.
To dość nietypowy pomysł na Akademie Teatralną, ale przedsięwzięcie ze wszech miar udane.
Za chwilę. Cztery sposoby na życie i jeden na śmierć
Trudny tekst w wykonaniu młodych aktorek
Studentki IV roku Wydziału Aktorskiego zaprezentowały się na Sali im. Jana Keczmara w przedstawieniu Peter’a Asmusena. Autor tekstu jest chyba niepotrzebnie reklamowany jako współscenarzysta filmu „Przełamując fale”, bo jednak „Za chwilę … „ to zupełnie inna forma.
Ozdobą spektaklu zarówno kobiecą, jak i aktorską jest piątka studentek. Widzom warszawskich teatrów, którzy przychodzą na sztuki gdzie czterdziestolatki z centymetrowym makijażem udają nastolatki polecam wizytę na przedstawieniach studenckich, gdzie nikt nie musi niczego udawać.
Spektakl ma minimalną scenografię: pięć krzeseł i w tle tekturowe drzewa (tak naprawdę jakby rodem z innego spektaklu). Dziewczyny w krótkich spódniczkach (jak to mówi trener Probierz „spódniczka mini niby dużo pokazuje, ale najważniejsze zakrywa”) przykuwają od początku zainteresowanie widza.
Zadanie przed młodymi dziewczynami nie lada. Po pierwsze przedstawienia w Collegium Nobilium nie cieszą się wielkim zainteresowaniem, na widowni niewiele ponad 20 osób, których i tak zniechęca niemiła pani w szatni na dole. Dziwi to małe zainteresowanie (i nie pomaga aktorkom) – bilety kosztują 10 zł, a w Collegium Nobilium zdarzają się przedstawienia wyjątkowe, nawet na tle renomowanych warszawskich teatrów. Może ten studencki teatr powinien trochę popracować nad marketingiem.
Tekst Asmusena jest dodatkowo niezwykle trudny. Tematyka nie dotyczy młodzieńczej radości (co by pasowało do urody dziewczyn), ale odnosi się do największych problemów życiowych: molestowania, zdrady, rozwodów, aborcji, choroby i śmierci.
Trudność tekstu polega również na podzielenie fabuły na pięć różnych historii, bez interakcji, bez powiązań i początku słabo zaakcentowanych. W efekcie mamy do czynienia z 80 minutowym monologiem na pięć ról o traumatycznych losach pięciu różnych kobiet. Pięć historii od dzieciństwa do śmierci. Bardzo trudno widzowi skupić się na fabule i odróżnić problemy poszczególnych postaci. Dopiero pod koniec losy bohaterek stają się bardziej wyraziste (trauma molestowania, aborcja dziecka, nowotwór piersi, śmierć bliźniaków, skłonności lesbijskie, rozwód) i wtedy dokładnie widz może rozróżnić bohaterki.
Czy mimo tych trudności młode aktorki dają radę? Zdecydowanie tak. Warto więc wymienić całą piątkę z imienia i nazwiska, bo naprawdę zasłużyły na najwyższy szacunek i miejmy nadzieję że jeszcze nie raz o nich usłyszymy w „dorosłej” karierze: Martyna Dudek, Weronika Humaj, Joanna Kuberska, Joanna Sokołowska, Hanna Wojak.
Spektakl jest też trudny dla widza. Nie da się skupić przez 80 minut na monotonnym mówionym tekście i śledzeniu pięć fabuł na raz. Myśli w piątkowy wieczór gdzieś ulatują, szczególnie jak na scenie tak wspaniałe dziewczyny. Ale i tak jest to pozycja obowiązkowa na teatralnej mapie Warszawy.