Mecz numer 4. Sweep
04/22/2018
New Orleans Pelicans – Portland TrailBlazers
Sobota godzina 23.00. Czy jest lepsza pora żeby wyjść z dołka? Całe Powiśle jeszcze wierzyło.
Zaczynamy z Turnerem w pierwszej piątce. Toczymy zacięty, momentami wręcz brutalny bój. Dochodzi nawet do bójek: CJ, Ed, Collins. Do przerwy wyrównany pojedynek. Po naszej stronie dobrze punktują: CJ i Aminu. Słaby niestety jest cały czas Lillard.
Trzecia kwarta to dramat – 40 punktów rywala.
Pokerowe zagranie Stottsa – cała czwartą kwartę gramy pierwsza piątkę i udaje się odrobić straty do jednego oczka. Ale to było wszystko co się dało osiągnąć. Pelikany wygrywają końcówkę, w całym meczu rzucają 131 punktów na skuteczności 57% i wyrzucają nas z hukiem z rozgrywek. Nie dało się wygrać meczu, w którym ławka rezerwowych rzuciła 6 punktów, a Lillard trafił ledwie jedną trójkę.
Szkoda, bo warto było wygrać chociaż jeden mecz, żeby trochę ochłodzić bojowe nastroje, które już sugerują opcję ZERO. I nie chodzi tutaj o pozostawienie Lillarda.
Mimo wszystko – to był ekscytujący i niezapomniany sezon.
Dobra wiadomość dnia – awans 1. FC Magdeburg do drugiej Bundesligi. Gratulacje BRACIA!
Mecz numer 3. Lanie w Luizjanie
04/20/2018
NOP - PTB
Płonne okazały się nadzieje tych, którzy liczyli na zwrot akcji w tej serii po przeprowadzce do Nowego Orleanu. Zmieniło się tylko tyle, że przewaga Pelicans jest jeszcze wyraźniejsza, a powrót do Portland tylko teoretyczny. Pelicans zagrali inna taktyką, ale jeszcze bardziej skuteczną. Trudno sobie wyobrazić, co musieliby zrobić Blazers żeby wyrwać jakikolwiek mecz w tej serii, chyba tylko liczyć na rozprężenie, nad wyraz skoncentrowanej do tej pory, maszyny do zabijania z Luizjany.
Pelikanki tym razem poszły na wymianę ciosów, którą Blazers przetrwali przez … pół kwarty. Pomysłem Stottsa było uaktywnienie Lillarda, ale ten jest zwyczajnie bez formy. Turnera już nawet nie ma składzie. Wynik musi ciągnąc Aminu. To obraz upadku Blazers w takim składzie, który miał im przynieść sukcesy. No chyba że będziemy pierwszą, ze stu osiemdziesięciu drużyn która wyszła ze stanu 0:3.
Momentami to było upokorzenie ze strony Pelicans. Ostatnie osiem minut dla bandy Laymana, a Meyers przypomniał sobie szkolne czasy, gdy szpanował przed dziewczynami wsadami – dlatego ma teraz tak ładną żonę.
Jedyne co mnie irytuje u tych NOP to hasło „Do It Bigger” – jakoś kojarzy mi się z czymś innym niż koszykówka.
Mecz numer 2. Holiday(s)
04/19/2018
Blazers - Pelicans
No to jesteśmy w dupie. I to głębokiej. Druga porażka na własnym parkiecie. Zespół totalnie rozbity. Lillard niewidoczny. Cj też. Nurk już z kontuzją. Ciężar gry oparty na trójkach Aminu, przebłyskach rekonwalescenta Harklessa i rezerwowych: Davis, Pat i Collins.
Słabo to wygląda, a Pelikany korzystają. Mogą to nawet rozstrzygnąć w czterech grach. No chyba że Lillard się przebudzi. bo jak nie - to cały ten sezon - do wyjebania.
Mecz numer 1. NO P(arkiet)
04/15/2018
Blazers – NOP 0:1
Relacja z punktu widzenia Blazers:
Lillard – 26%
CJ – 39%
Turner – 40%
Aminu i JN – 43%
And nothing else matters
Relacja z punktu widzenia Pelicans:
Budzeni w środku nocy słyszeliśmy tylko jedną mantrę: „zatrzymać Lilarda i CJ’a. Od początku meczu realizujemy to zadanie nie bacząc na trafiających Turnera i Aminu – oni długo nie pociągną. Walczymy też, wbrew obiegowej opinii, na desce. Mała łapówka dla sędziego i gwiżdżą niewidzialny faul Nurkicia (to sposób na Bośniacką Bestię). Mecz wyrównany, ale Lillard z CJ przez całą pierwszą połowę trafiają zusammen – raz. Przegrywamy przez moment w połowie drugiej kwarty, gdy siłę pokazują rezerwy wroga: Collins, Napier, Pat – grają nieszablonowo, a my kryjemy tylko obecnego wówczas na parkiecie CJ’a. Wraca jednak ich pierwsza piątka i z łatwością budujemy przewagę do szatni.
W trzeciej kwarcie powinniśmy rozstrzygnąć losy tego meczu, bo Blazers pogubili się jak dzieci. Trochę się jednak do tego dostosowujemy i mecz wygląda jak finał rozgrywek gimnazjalnych: masa głupich strat, niepotrzebne kłótnie z sędziami, pudła nawet spod kosza. Przez moment mamy 19 punktów przewagi, ale to nie wystarczy. Blazers – doświadczeni, we własnej hali nie odpuszczą – odrabiają straty, ale czy starczy im czasu.
Starczyło. Na minutę przed końcem zbliżają się na punkt. Rozegrał im się CJ – trudno się go kryje jak złapie flow. Wisi wizja „Lillard Time”. Ale lider Blazers nie trafia łatwego rzutu, a na posterunku jest Davis – zbiórka i osobiste. Plus trzy. Lillard Time? Nic z tych rzeczy. Trener gości traci rozum i ostatnią akcję rozgrywa na Meyersa i Pata. Zablokować Pata? Bułka z masłem. Teraz my mamy przewagę parkietu. Budzeni w środku nocy dalej będziemy powtarzać mantrę: „zatrzymać Lillarda i CJ’a”. GO NOP!!!
Mecz nr 82. Skazani na Nowy Orlean
04/12/2018
Denver - Blazers
Scenariuszy było multum. Specjalna tabelka w excelu ze wszystkimi. A mecze się tak ułożyły, że bez względu na wynik konfrontacji z Jaz, graliśmy już na samym końcu, wpadamy na NOP, a oni na OKC. Ciśnienie było więc tylko w naszym przypadku, ze względu na chęć wygrania Dywizji i zajęcia trzeciej lokaty, co może być istotne w przypadku pokonania NOP. Dużo lepiej grać z rozbitymi GSW niż z protegowanymi przez sędziów Rakietami. Ale najpierw trzeba wygrać pierwszą rundę, co nie będzie łatwe. Kuzyna nie ma, ale Davis to zje Nurkicia na śniadanie.
Jedyna nadzieja w Lillardzie, który wydatnie przyczynił się do ogrania Utah. No i przewaga parkietu. Zaczynamy już w niedzielę.
Mecz nr 81. Bez pięćdziesiątki
04/10/2018
Denver - Blazers
Rok temu udało się wywalić Nuggetsów z play-off. W tym się postawili. Nie będzie więc 50 zwycięstw w sezonie, czyli według mojej teorii - przyszłość Stottsa zagrożona.
Blazers walczyli w tym meczu, szczególnie na ofensywnej desce. Wiadomo że dla Bośniaka to szczególna rywalizacja. Zabrakło jednak skuteczności, Lillard jednak po tej kontuzji ze zmienną formą – tym razem słabiej. W ostatniej kwarcie Denver nas rozjechało – ledwie 13 punktów nie mogło wystarczyć do pokonania zdeterminowanych Nuggets.
Problemem jest również ławka, która gra słabo. Tym razem ledwie 10 punktów. W PO to może mieć znaczenie, bo ileż razy jakiś rezerwowy rozstrzygał niespodziewanie losy awansu.
Mecz nr 80. Teksańska masakra
04/06/2018
Spurs - Blazers
Trzecia porażka na Zachodzie. Wciąż nie można odpuścić i wypocząć, bo trzecie miejsce niepewne. Spurs mają jeszcze gorzej, bo walczą o awans. Dawno nie mieli takich problemów.
Wrócił Lillard. W całkiem dobrej formie, szczególnie w pierwszej połowie, ale pod koniec zgasł. Blazers walczyli dzielnie i wynik oscylował długo wokół remisu. Dopiero ostatnie dziewięć minut dla Spurs. Z nimi akurat nie chciałbym grać z jednego powodu: to wycie kibiców w ich hali jest irytujące.
Mecz nr 76. Od SASa do LA(C)sa
03/31/2018
Blazers - Clippers
Lillard po krótkim świętowaniu musiał wrócić. Po porażce w Memphis znowu wzrosło ciśnienie. Mam wrażenie, że jest coś o czymś nie wiemy – typu „stołek dla Stottsa za 50 zwycięstw”. Oby nie skończyło się to plagą kontuzji i klęską w pierwszej rundzie PO. W której to zupełnie nie wiadomo na kogo trafimy: od SAS do LAC ….
Chociaż Los Angeles chyba tym razem bez awansu do ósemki, bo grają piach. Pierwsza piątką (Rivers, Jordan), chyba już ma co innego na głowie. Przed meczem z nami mieli jeszcze teoretycznie szanse, ale determinacji w ich grze nie było. Dość powiedzieć, że rezerwowi rzucili tyle samo punktów co starterzy. Zwycięstwo Blazers więc nie było ani przez chwilę zagrożone.
A przed nami dwa łatwe mecze: Grizzlies i Mavs, po których może wreszcie Stotts puści rezerwy. Chętnie bym sobie popatrzył na Meyersa i Leonarda.
Mecz nr 75. Lillard Junior
03/29/2018
Grizzlies - Blazers
Do kontuzjowanego Moe doszedł Lillard, ale na szczęście tylko z powodu bardzo chwalebnego, czyli oczekiwania na urodzenie dziecka. Nie ma informacji o porodzie, ale Lillard dostał od trenera wolne, bo rywalem była drużyna która przegrywa wszystko co się rusza. Nic złego nam się w Memphis nie mogło stać, zarówno z, jak i bez lidera. Ale się stało.
Ciężar gry wziął na siebie CJ, który trafił pierwsze osiem rzutów. Potem też grał na wysokiej skuteczności i utrzymywał faworyta na prowadzeniu. Słabo grała natomiast całą reszta. Wiadomo: podróż z Orleanu, spadek ciśnienia po kluczowych zwycięstwach nad OKC i NOP, a także oczekiwanie na dobre wieści od Lillarda. Ale przy tak słabej postawie partnerów CJ zastępował jedynie debiutujący Baldwin Czwarty.
W czwartej kwarcie Niedźwiadki więc postanowiły zrobić swoim, siedzącym jak na stypie, kibicom niespodziankę. I ku rozpaczy kibiców Blazers jakimś cudem im się to udało. Fatalnie grali prawie wszyscy: Aminu bez komentarza, Nurkić i Davis nie wykorzystali szansy żeby się wykazać w obliczu nowych kontraktów, a Napier i Pat chyba już od dłuższej chwili mają spadek formy, Turner też znowu nie zaskoczył i w końcówce wszystko się zawaliło. A sympatyczna drużyna z Memphis ma wreszcie jakiś sukces. Może szkoda, że Stotts tak boi się wypuścić Leonarda i Swanigana, ale może po prostu widać że są bez formy (pewnie tak, jak siedzą sześćdziesiąty mecz na ławce). Pozyskaliśmy też nowego centra – Greka Papiagannisa, ale widzieliśmy go do tej pory tylko w urywkach meczu Polska-Grecja.
Aktualizacja: Lillard Junior pojawił się na świecie. Mamy nadzieję, że Damian wróci już na sobotni mecz z LAC i nie będzie miał w głowie tylko techniki przewijania potomka.
Mecz nr 74. Moe Problem
03/28/2018
Pelicans - Blazers
Jednym z dwóch najistotniejszych powodów znakomitej zwycięskiej serii Portland TrailBlazers był brak kontuzji (pierwszym oczywiście znakomita forma Lillarda), szczególne w kontekście problemów rywali z Konferencji Zachodniej. Jednym z może mniej ważnych, ale również istotnych - powrót do formy i do pierwszej piątki Moe Harklessa. Oba te czynniki skończyły się tuż przed arcyważnym meczem w Nowym Orleanie. Harkless doznał kontuzji kolana i przeszedł operację – jest wyłączony z gry do końca rundy zasadniczej, a zapewne również w pierwszej rundzie play-off. To oczywiście bardzo zła wiadomość dla Portland, ale zobaczymy jak sobie radzą z prawdziwymi problemami.
Pierwsze test wypadł korzystnie. Co prawda Pelikany długo prowadziły, ale na początku czwartej kwarty, oczekujący potomka Damian Lillard samodzielnie wyprowadził Blazers na prowadzenie. Końcówka była nerwowa, szczególnie że Pat dał się zablokować przy kluczowym wsadzie, ale Pelikany nie wykorzystały żadnej z trzech szans na wygranie tego meczu i wszystko wskazuje, że skończą rozgrywki za drużyną ze stanu Oregon.
Mecz nr 73. Cztery do zera z OKC
03/26/2018
Thunder - Blazers
Gdyby przed sezonem ktoś prognozował, że naszpikowana gwiazdami – Trójcą Święta „Westbrook + George + MeLo” Oklahoma nie zbierze ani jednego sztycha w konfrontacji z Blazers zostałby potraktowany jak niepoprawny optymista, zarażony od Ojca Założyciela, który rok w rok stawiał pieniądze na mistrzostwo Portland.
Nie był to łatwy mecz, bo słabo grały rezerwy. Ciężar gry wziął na siebie CJ, którego niektóre akcje były wręcz magiczne. W końcówce pomógł nasz niedoszły nabytek Carmelo Anthony. Cenne zwycięstwo, najprawdopodobniej kluczowe w walce o trzecią lokatę i wygranie dywizji.
Mecz nr 72. Bez centra
03/24/2018
Blazers – Celtics
Chyba nie zaczynamy teraz budować serii porażek?
Blazers prowadzili, nawet kilkunastoma punktami, ale wszystko roztrwonili na początku czwartej kwarty. W końcówce Stotts zdecydował się na ustawienie bez centra: CJ, Damian, Harkless, Turner, Aminu. Nie wypaliło, w kluczowej akcji goście zebrali na atakującej tablicy.
Jeszcze jesteśmy na trzecim miejscu, ale peleton pościgowy wygrywa. Teraz dwa ważne wyjazdy: OKC, NOP.
Mecz nr 71. Wyzerowanie
03/21/2018
Blazers – Rockets
Koniec serii. Houston rozpracowali naszą ofensywę. Wyłączyli z gry Damiana i CJ, Ten drugi w całym meczu rzucił ledwie osiem punktów. Ten pierwszy nie trafił ani jednej trójki, przerywając swoją indywidualną serię. Przy takim nastawieniu przeciwnika rozszalały się trzecie opcje: Aminu, Harkless i Nurkic wyglądali rewelacyjnie. Ja też wyglądałem rewelacyjnie jak grałem z kolegami z klasy, ale jak poszedłem do klubu to mi wybili koszykówkę z głowy w pięć minut. Gości do zwycięstwa poprowadził Brodacz. W końcówce pomógł mu CP3, który jest już chyba ostatnim kompleksem Lillarda w lidze.
Mecz nr 69. Tuzin
03/18/2018
Blazers – Pistons
Mecz nr 68. Wsad LeBrona
03/16/2018
Blazers – LeBron James
Mecz nr 67. Pendolino
03/13/2018
Blazers - Heat
Do rozpędzonych jak Pendolino Blazers przyjechały bezpieczne już gry w play-off wagoniki z Miami, osłabione brakiem lokomotywy.
Okazję do powalczenia o uciekający kontrakt próbował wykorzystać Jusuf Nurkić i to on trzymał wynik na początku meczu. Po wyrównanym początku Czerwono-Czarni szybko uciekli dzięki przyzwoitej postawie rezerwowych. Collins z każdym meczem nabiera pewności siebie, z drugiej strony coraz poważniej jest traktowany przez rywali. Blazers wygrali pierwsza kwartę dziewięcioma punktami, drugą trzecią, trzecią czterema i wydawało się spokojnie.
Na początku ostatniej fazy przewaga wzrosła do dziewiętnastu punktów, wszystko wydawało się na dobrej drodze i wówczas przyszedł kryzys: proste straty, brak obrony, pasywność na desce. Przez pięć minut tylko dwa punkty i rywal doszedł na trzy. Wrócił Lillard, który do tej pory grał przeciętnie, rzucił dwie trójki, swoje dołożyli Aminu i Turner, a rywala dobił dwoma efektownymi akcjami Bośniak. Dziesiąta wygrana z rzędu stała się faktem. Do rekordu z sezonu 90/91 jeszcze trochę brakuje – a zestaw najbliższych rywali - godny (Cleveland, Houston, Boston).
Z ciekawostek: po dzisiejszej porażce z Rockets, San Antonio Spurs spadło na dziesiąta pozycję w Konferencji. Play-off bez LaMarcusa?
Mecz nr 66. Klamra
03/10/2018
Blazers - GSW
Kto by się spodziewał, że wygramy dwa razy w sezonie z GSW. Goście przyjechali mocno osłabieni, ale po porażce Houston z nadziejami na objęcie prowadzenia w Konferencji. Blazers z uwagi na ścisk w tabeli są jednak jeszcze bardziej zdeterminowani. Było to widoczne szczególnie w kolosalnej różnicy w zbiórkach i dużo lepszej grze rezerwowych (Davis+Collins+Turner+Napier). Kilka razy GSW, głównie za sprawą Duranta dochodziło, ale końcówka była piorunująca w wykonaniu Lillarda i spółki. A Duranta jeszcze zirytował jeden z kibiców siedzących w pierwszym rzędzie.
Mecz nr 65. Deszcz trójek
03/07/2018
Blazers - Knicks
NYK przegrywają, niestety, bo ich lubimy, wszystko co leci. Więc to był dobry rywal po męczącej podróży z LAL.
Świetną formę trzyma Lillard, który rozpoczął trafianie z dystansu nie bacząc na jet lag. Pewnie pobiłby rekord dziewięciu trójek, ale w czwartej kwarcie już siedział na ławce. Pozostali też trafiali i Blazers zdobyli 60 punktów z rzutów za łuku na 60% skuteczności. To wykończyłoby lepsze drużyny niż tankujący Nowy Jork.
Trochę się rozszczelniło w tabeli, bo przegrali Denver i OKC. Świetnie za to grają Pelikany, które mają porównywalną do Blazers serię zwycięstw. W Portland może się to skończyć, bo za dwa dni zjadą tutaj GSW. Chociaż z takim Lilardem – kto wie …
Mecz nr 64. Szalony finisz Lillarda
03/06/2018
Lakers - Blazers
Lakers niestety już nie są chłopcem do bicia, jak na początku sezonu. Zaciąg z Cleveland zrobił swoje. W przyszłym roku to będzie niestety kandydat do ósemki. I to taki pewny.
A my walczymy z pianą na ustach znając trudny terminarz w końcówce sezonu.
Lakers dominowali i jeszcze na 5 minut przed końcem prowadzili 11 punktami. Wówczas trójkę odpalił CJ, a następnie Lillard walnął cztery z rzędu (ostatni z rzutów powinien być punktowany za cztery). Cień niepewności jeszcze zasiał CJ, który najpierw nie trafił osobistych, a później głupio sfaulował. Ale Thomas nie trafił osobiste, a następnie nadział się na rękę Napiera.
Blazers wygrywa mecze w oparciu o zestawienie rzucających obrońców: Lillard, CJ, Napier. Przy ich skuteczności jest to zestaw zabójczy. Problem jest pod koszem. Dzisiaj Collins był cieniem siebie z poprzedniego meczu, Davis i Aminu problemy z faulami, Leonard wypełnia dziurę narażając się na krytykę hejterów, a Nurkić po tym jak potraktował nasze Święte Barwy powinien być czym prędzej relegowany z tego zespołu.
Jak długo pociągniemy na Lillardzie? Pewnie do PO się doczłapiemy, a może nawet unikniemy konfrontacji w I rundzie z czołową dwójką. Aczkolwiek to nie gwarantuje awansu, bo poziom drużyn rywalizujących o ósemkę jest bardzo wyrównany. A czy taki Lillard nie ma prawa być zmęczony taką eksploatacją.
Mecz nr 63. Zach Collins
03/04/2018
Blazers - Thunder
Jak zwykle z OKC mecz na dużym ciśnieniu, Dodatkowo ścisk w tabeli tłumaczy tak nerwową atmosferę.
OKC bez Melo, my bez Moe. Pojedynek psychologiczny Lillarda z Westbrookiem wygrany przez Damiana. Jeszcze Nurkić go zirytował i lider gości miał w całym meczu tylko jedną dobrą minutę, w dodatku z pomocą sędziów.
Stotts już ostatecznie przekonał się do wymiany środkowych, w decydujących momentach Nurkić grzeje ławę, a świetnie sobie radzą Davis z Collinsem. Nawet na kilka minut deficyt wysokich musiał łatać Leonard, ale akurat słabo mu poszło – nie złapał piłki i chybił dwie trójki. Ważne punkty dodał Turner, a ciężar gry wziął na siebie CJ. Kilka świetnych akcji zaprezentował również Pat.
Jesteśmy na trzecim miejscu – niby dobrze, ale wciąż jest ścisk, a wyraźnie gramy już na maksa. Kolejny ciężki mecz z Lakersami, którzy ostatnio grają bardzo dobrze.
Mecz nr 62. Przedsmak play-off
03/03/2018
Blazers - Wolves
Bardzo ważna wygrana po trudnym meczu. Długo nie wpadało nic z dystansu i wynik trzymała skuteczność Nurkicia. Dopiero poprawa obrony, czyli zastąpienie Nurka Collinsem i Davisem oraz poprawa skuteczności pozwoliła przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Portland. Wygrali ten mecz pomimo skuteczności na poziomie 39%. W tabeli ścisk ale chwilowo jesteśmy nawet na trzecim miejscu. A na horyzoncie jeszcze trudniejszy mecz z OKC.
Mecz nr 60. Osobiste Lillarda
02/25/2018
Suns - Blazers
Nadspodziewanie ciężki, po przekonywującym zwycięstwie w Utah, mecz.
Suns nie zamierzali składać broni, tak jak w swoim poprzednim meczu z Clippersami, który zaczęli od 0:17. Damian Lillard spudłował osobistego, przez co nie pobił rekordu kolejny trafień – tak go to poirytowało, że w pierwszej połowie był niewidoczny.
W III kwarcie Blazers stanęli, i z +10 zrobiło się -14. Stotts wiedział, że przy układzie w tabeli takiego meczu przegrać nie można, rozpocząć ostatnią kwartę niskim składem: Lillard, Napier, CJ, Turner. To pozwoliło odrobić część strat, ale Suns poczuli krew i znowu odskoczyli na 15 punktów. Nie było innego wyjścia, jak grać już tylko dwójką Lillard-CJ. To przyniosło efekt, Lillard dał sygnał do ataku efektowną dobitką a’la Michael Jordan, aż w końcu dwukrotnie trójkami doprowadzał do remisu. Pomogła też przytomna dobitka Nurkicia.
W decydującej fazie Suns się pogubili, najpierw nie wyprowadzili piłki z boku, a sprawę załatwił wejściem pod kosz Lillard.
Ten mecz pokazał, że teraz ciężko już będzie do końca. Chociaż za trzy dni z Kings u siebie powinno być akurat lżej.
Mecz nr 59. Przerwana seria
02/24/2018
Jazz - Blazers
Po dłuższym odpoczynku od koszykówki (weekendu gwiazd nawet nie tknąłem) niezwykle ważny mecz w Utah i w pełni udany rewanż za porażkę sprzed tygodnia.
Blazers wyciągnęli wnioski i grali bardzo uważnie. Zbudowali solidną przewagę, której tym razem nie roztrwonili. Jazz w końcówce doszli na 9 punktów, ale trzema akcjami zgasił ich CJ.
Blazers tym razem grali zbilansowaną koszykówkę, ale opartą na podstawowej piątce. Rezerwowi zawodzili i zawsze trzeba im było zostawić CJ lub Lillarda. Nurkiciowi tym razem sprzyjali sędziowie i nie gwizdali oczywistych fauli, co zresztą rozsierdziło rywala pewnego kontynuacji swojej serii, niczym ONICO Warszawa.
Blazers wygrali ten mecz konsekwentną obroną – w każdej z trzech ostatnich kwart pozwolili sobie rzucić tylko 17 punktów.
Jak ważne było to zwycięstwo widać w tabeli: cała grupa drużyn ma 26 porażek. Dobrze, że przed Blazers teraz łatwiejsi, przynajmniej teoretycznie, rywale. Widać dużą determinację do uratowania tego sezonu, co notabene jest błędem.
Mecz nr 58. Wieczór Świętego Walentego
02/15/2018
Blazers - Warriors
Od kogo Meyers Leonard dostaje prezenty na Walentynki widzimy na obrazku, a cała pozostała międzynarodowa społeczność Oregon musiała wyżebrać prezent w postaci wreszcie porywającego meczu w Moda Center. A okazja była idealna, bo przyjechali mistrzowie GSW. I dostali na dzień dobry deszcz trójek. 40 punktów w I kwarcie to był cios pierwszy, ale nie decydujący. Goście z szalejącym Durantem każdy moment do odrabiania strat wykorzystywali i wielokrotnie dochodzili Blazers. Ale ci byli wyjątkowo zdeterminowani. Porażka oznaczałaby spadek na lokatę pozaplayoffową na okres weekendu gwiazd i co by wtedy Lillard powiedział partnerom swojego teamu? Walka na zachodzie jest tak zażarta, że NOP wygrywa na wyjeździe z wiceliderem konferencji wschodniej, a my z wiceliderem zachodniej. Tak, wice … bo od niepamiętnych czasów to Houston prowadzi na Zachodzie, a nie wszechmocne GSW.
Wracając do meczu należy odnotować nowy pomysł, żeby skumulować siły wysokich: Nurkicia i Collinsa. Przynosiło to momentami skutek. Do tego oczywiście doszedł zmotywowany Lillard, wsparcie z ławki od Napiera i można było powalczyć. Powie ktoś – my graliśmy na 120%, a oni na 50%, bo Curry i Thompson zostawili pole do popisu Durantowi, i będzie miał rację. Czy jest wiec sens zabijać się o PO. Pewnie nie, ale jak wszyscy tak walczą. Po tym meczy pięć drużyn ma po 26 porażek, a za nimi jest Utah, które wygrało 11 meczów z rzędu i zaraz po weekendzie gwiazd gra z nami. Zobaczymy w jakiej dyspozycji wróci Lillard. Nie codziennie są Walentynki, tak dobrze to ma tylko Meyers.
Blazers wyszarpali to zwycięstwo w końcówce. Wielcy Warriors sami się trochę pogubili, a Stotts tym razem nie popełnił błędu taktycznego. Trochę nam jeszcze pomogła pięta Duranta.
Mecz nr 57. Miazga
02/12/2018
Blazers - Jazz
Odrodzone Utah przejechało się po Portland jak CBA po Tamborskim.
Jeszcze początek w miarę, w miarę, ale potem przewaga gości była wyraźna: najpierw pod koszem, a następnie także na dystansie. Lillard praktycznie nie schodził z parkietu, a i tak niewiele to dało.
Wyrasta więc kolejny kandydat do PO – Utah wygrało osiem meczów z rzędu.
W środę kolejny trudny mecz – u siebie z GSW, a potem odpoczynek od koszykówki, bo nikt normalny nie jara się weekendem gwiazd.
Mecz nr 56. 50 w trzy kwarty
02/10/2018
Kings - Blazers
Już za tydzień weekend gwiazd. Lillard szykuje więc formę na to najważniejsze, dla niego, wydarzenie. W Sacramento trafiał jak szalony. Gdy w trzeciej kwarcie Królowie doszli na jeden punkt praktycznie sam im odjechał. W czwartej już nie był konieczny, chociaż pokusa poprawienia rekordu 59 punkty pewnie była silna.
Portland awansowało na piątą lokatę, dzięki porażkom rywali, ale sytuacja w tabeli jest bardzo skomplikowana, szczególnie że odradzają się: LAC, Jazz i LAL.
Mecz nr 55. Noah do Chicago
02/09/2018
Blazers - Hornets
Mecz nr 54. Głupek Stotts
02/06/2018
Pistons - Blazers
Spodziewana trzecia porażka na Wschodzie. Rywal zbyt silny. Zmęczenie wyczerpującym meczem w Bostonie. Trzeba się było nazywać Terry Stotts, żeby wierzyć, że z odrodzonym Detroit, ze zdeterminowanym Griffinem coś osiągniemy. Ale treneiro trzymał twardo pierwszą piątkę do połowy ostatniej kwarty, mimo deficytu dwudziestu punktów. No głupek.
Mecz nr 53. Przebudzenia
02/04/2018
Celtics - Blazers
Niespodziewanie – szalony mecz.
Wczesna pora, idealna dla polskich kibiców – niedziela godz. 18.00, sprawiła że gospodarze chyba się nie przebudzili, w niczym nie przypominali drużyny aspirującej do finału NBA. Blazers wykorzystali to i do przerwy prowadzili 16 punktami. Kontuzjowanego Napiera zastąpił zapomniany Moe Harkless i to było prawdziwe przebudzenie.
Kolejne przebudzenie nastąpiło tuż po przerwie i było już autorstwa gospodarzy, którzy błyskawicznie odrobili straty, ale na prowadzenie już wyjść nie mogli. Portland bardzo chciało wywieść sensacyjne zwycięstwo, może dlatego że dzień wcześniej bezpośredni rywal – Denver pokonało we własnej hali GSW.
Gdy Boston wydawało się przechyla szalę wygranej na swoją korzyść nastąpiło przebudzenie Damiana Lillarda, który w dawno nie widziany rozsądny sposób odzyskał dla Blazers prowadzenie. Ale ostateczny cios w ostatniej akcji meczu należał do Bostonu.
Szkoda tego meczu.
Mecz nr 52. Miejsce w szeregu
02/03/2018
Raptors - Blazers
Po serii wygranych, z nie najsilniejszymi rywalami, wypad do Kanady miał pokazać, czy faktycznie jesteśmy w stanie walczyć o coś więcej niż awans do PO. Raptors wybili nam z głowy koszykówkę w 14 minut. Na początku II kwarty gospodarze prowadzili 29 punktami.
Rezerwowi zupełnie sobie nie radzili, wyszła pierwsza piątka, która zniwelowała straty do 13 punktów. Co z tego jak na koniec połowy znowu było ponad 20, a Kanadyjczycy rzucili nam 74 punkty.
Stotts koniecznie chciał uniknąć kompromitacji, nie wiadomo jak zazwyczaj u niego, dlaczego. Trzymał więc podstawowy skład, który jedyne co potrafił o utrzymywać dystans około dwudziestopunktowy. Gracze, których rzekomo mamy sprzedać spędzili ten okres na ławce. Kto kupi kota w worku?
Lekcję pokory otrzymał Zach Collins, który szybko łapał faule i jeszcze dostał spektakularną czapę.
Blazers dostali łomot mimo skuteczności 50%. Raptors mieli tylko 45%, ale trafiali trójki (47-33%), rządzili na desce (17-4 w ofensywnych) i ponawiali akcje. Przepaść dzieliła ławki rezerwowych: 53(!!!)-25(i to tylko dlatego że Meyers rzucił 7).
W niedzielę bardzo fajny, bo o godz. 18.00 – przed Super Bowl, mecz z Bostonem. Pewnie znowu wciry.
Mecz nr 51. Rekord CJ-a
02/01/2018
Blazers - Bulls
Byki, podobnie jak dzień wcześniej Clippersi są bardziej zajęci reorganizacją, stąd do Portland przyjechali osłabieni i bez chęci nawiązania walki. Już po kilku minutach było 23:2 i w zasadzie po ptokach. Taka przewaga około 20-punktowa utrzymywała się przez cały mecz.
Dzień konia miał CJ, który w I kwarcie rzucił 28, a w całym meczu rekordowe dla siebie 50 punktów.
Teraz wyjazd na Wschód na mecze z liderami: Bostonem i Toronto.
Mecz nr 50. Rewolucja w LAC
01/31/2018
Clippers - Blazers
Los Angeles Clippers.
Zespół, którego rzecz jasna nie lubimy, ale chyba dlatego że w tej samej hali gra najczystsze zło koszykówki. Nie sposób jednak zauważyć ciekawego, zupełnie odmiennego od tego w stanie Oregon sposobu budowy drużyny. Clippersi tak jak my byli, są, średniakami ligowymi. No tacy co to play-off na luzie, ale już przebrnięcie pierwszej rundy do ciężkie zadanie. My przebrnęliśmy dwa lata temu, tylko dlatego bo właśnie na nich wpadliśmy i jeszcze spadł na LAC deszcz kontuzji. Ale drużyna w zestawieniu Chris Paul – Griffin – Jordan była wówczas postrzegana nawet jako faworyci ligi. Po rozczarowaniu, decydenci jednak nie trzymali się kurczowo swoich gwiazdeczek, które okazały się mocno zmanierowane. Przed sezonem posunęli CP3, teraz wysłali w Pistons Griffina. A planują jeszcze wytransferować Jordana. Pewnie, że korzystnie się złożyło, bo wygraliśmy z nimi akurat w środku tej rewolucji. Ale czy to przypadkiem nie lepszy pomysł, od naszej stagnacji? U nas jakiekolwiek głosy o wywaleniu Lillarda, CJ-a, a nawet nieroba Nurkicia są traktowane jak herezja. U nas nawet Eda Davisa żałują. A kim mamy handlować, jak nie takim Edem, który jako jedyny coś pokazuje w tym sezonie?
Mecz nr 49. Tankujące Dallas
01/27/2018
Mavericks - Blazers
Tym razem ze składu wypadł Turner. Trochę dziwne są te absencje na jeden dzień, jakby zawodnikom specjalnie nie zależało na walce o wyższe lokaty. Stotts wydumał do pierwszej piątki Harklessa, który ostatnio nawet nie wąchał parkietu. I jak tutaj znaleźć logikę.
Początek wyglądał słabo. Mavericks sami przestraszyli się prowadzenia 25:13, bo szybko je roztrwonili rezerwowymi, którzy akurat są ich atutem.
Słabo pierwszą połowę zagrał Lillard. Straty musiał odrabiać głównie Ed Davis.
Jeszcze przed przerwą Blazers odzyskali prowadzenie, a w III kwarcie już zbudowali solidną przewagę. Rywal jeszcze próbował walczyć, ale widać było że jedynie chce dać trochę przyjemności widzom, w końcu przyzwyczajonym do mistrzowskich drużyn. Dallas zagrało kilka efektownych akcji, jeszcze zbliżyło się na kontakt, ale już IV kwartę odpuściło.
Swoją 30 punktową normę musiał jeszcze wyrobić Lillard, Stotts zdjął pierwszą piątkę dopiero na 3 minuty przed końcem mimo wysokiego prowadzenia – statystyki ważniejsze niż odpoczynek przed ważnym meczem w LAC?
Ten mecz złamał tradycję wyrównanych spotkań obu zespołów. Tym razem Dallas nie zagroziło Blazers i oba zespołu dostały to co chciały. Portland cenne zwycięstwo (bo wygrały również LAC i NOP), a Mavericks kolejną porażkę w sezonie z myślą o przebudowie (podobno szukają kupca na Wesa).
Dłuższa, trzydniowa (uff) przerwa i szalenie ważny mecz na parkiecie LAC.
Mecz nr 48. Seria w cieniu plotek
01/25/2018
Blazers - Wolves
Pogłoski o tajnych spotkaniach i propozycjach transferowych przyćmiły trochę niezwykle ważny mecz z Wilkami. Blazers zagrali jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie: skuteczny Lillard plus trzy efektowne wsady Pata rozbiły psychicznie przeciwnika.
To już siódme kolejne zwycięstwo w Moda Center, a jeszcze miesiąc temu utyskiwaliśmy na bilans domowy.
Mecz nr 47. Wojna serbsko-bośniacka
01/23/2018
Denver - Blazers
Ważne spotkanie dla końcowego układu tabeli. I kolejna frajerska porażka. Rewelacyjny mecz Murraya, ale zwycięstwo gospodarzom zapewniły głównie idiotyczne decyzje taktyczne.
Jokić-Nurkić się pospierali kto jest lepszym środkowym, problem w tym że obaj są co najwyżej przeciętnymi.
Lillard jest w końcu w formie, ale w kluczowych akcjach zawiódł, nie trafiając nawet ważnego osobistego.
Mecz nr 44. Phoenix po raz trzeci
01/17/2018
Blazers - Suns
Gdyby w NBA grało tylko Phoenix Suns to na luzie Portland byłoby mistrzem. To taka mała satysfakcja tego sezonu, bo Słońca były swego czasu, teraz już mniej, na czarnej liście naszych wrogów.
Blazers wygrali ten mecz skutecznością. Jak Lillard i CJ trafiają to nie ma co się przejmować obroną, czy chimerycznymi wysokimi (Nurkiciem, który gra tylko do pierwszego faulu).
Nie można powiedzieć – dwukrotnie goście się odgryźli. Raz w pierwszej kwarcie, gdy nawet wyszli na prowadzenie. Drugi w ostatniej gdy po serii trójek zniwelowali z 25 punktów deficyt poniżej 10. Ale liderzy Blazers ani myśleli tego dnia tracić koncentrację.
Portland przed tym meczem wypadło poza ósemkę, stąd wygrana była koniecznością. Po trzech porażkach i serii trudnych meczów, a także odrodzeniu LAC, zaczęło wyglądać to słabo. Na szczęście teraz kilka łatwiejszych spotkań, a poza tym z wyrównanej stawki może powoli odpadać Denver, które i tak długo się trzymało w ósemce.
Mecz nr 43. Wilczy apetyt
01/15/2018
Wolves - Blazers
Dziwna prawidłowość objawiła się w tym chimerycznym Portland. Bez lidera Lillarda mamy dużo lepszy bilans, niż z nim. Tym razem Damian zagrał i Blazers polegli z kretesem w kolejnym bardzo ważnym meczu. Co raz bardziej wydaje się, ze przynajmniej 5 drużyn z Konferencji jest absolutnie poza zasięgiem Blazers, co w jasny sposób ukazuje bezsens perspektywy szalonej walki o play-off. Może odciążyć Lillarda i dać pograć innej rotacji?
Pierwsza kwarta jeszcze była jako taka. Dramat odbył się w połowie drugiej, gdy gospodarze rzucili kolejnych 16 punktów i dopiero wówczas Terry Stotts jarnął się, że trzeba brać czas. W całej kwarcie Blazers uciułali ledwie 10 punktów. To w zasadzie przesądziło o losach meczu.
Jeszcze lepszy moment w trzeciej odsłonie, gdy sygnał do odrabiania strat dał Pat Connaughton rzucając w minutę 8 punktów, ale gospodarze to bardzo solidna ekipa. Szybko opanowali sytuacje i w połowie czwartej kwarty można było obejrzeć ławkowiczów. Taki Meyers w 5 minut rzucił tyle punktów co Wielki Nurkić przez 20.
Spadliśmy na 7 miejsce, mając już tylko mecz przewagi nad Clippersami, którzy gonią ósemkę bardzo skutecznie. Na szczęście teraz szansa na podreperowanie bilansu: Suns, Pacers, Dallas w Moda Center. Chociaż syndrom własnej hali to kolejna anomalia Blazers 2017/2018.
Mecz nr 42. Wahadło
01/13/2018
Pelikany - Blazers
Zaczęło się dobrze, potem było słabo, źle, a nawet bardzo słabo, potem było dobrze, a nawet bardzo dobrze, żeby zrobić się słabo, a finalnie źle.
Nieobecność Turnera natchnęła Stottsa, który wypuścił razem tercet Lillard-CJ-Napier. OK, dobrze, tylko że nie było zmienników i w połowie II kwarty gospodarze prowadzili już 16 punktoma. Wrócili starterzy i do przerwy zrobił się remis. A w połowie III kwarty po serii trójek nawet +8. Pelikany szybko odrobiły straty i na koniec kwarty wyszły na prowadzenie.
Początek ostatniej fazy meczu to popis Davisa. Niestety nie Eda, a Antoniego. Chwilę później wybuchła wojna Nurkicia z Kuzynem. Ale przy okazji Blazers zbliżyli się do rywala i decydowały ostatnie minuty. Tylko, że zmęczyli liderzy Portland już nie trafiali, a po drugiej stronie dobrą formę wykorzystał Holiday.
Porażka w bardzo ważnym meczu boli. Jeszcze bardziej boli, że Pelikany wyglądają na drużynę dużo lepszą: i koszykarsko, i organizacyjnie, i mentalnie. Davis i Kuzyn zjadają nas na śniadanie. A jeszcze wczoraj czytałem na blogu, że miejsce 3-6 jest pewnie, ale trzeba tak to rozegrać żeby uniknąć GSW i awansować do finału. Cóż za oderwanie od rzeczywistości.
Mecz nr 38. Sędzina
01/06/2018
Blazers - Atlanta
Mecz nr 37. Cleveland
01/03/2018
Kawaleria - Blazers
Wrócił Lillard. Całkiem przyzwoity początek: trafia CJ, trójkę trafił Aminu. Obrona pozorowana. 13:15.
Owacja w Cleveland, bo wszedł Isaiah Thomas. Blazers wciąż skutecznie. Swoją magiczną serię 2018 roku kontynuuje Turner. 21:26.
Słabsza końcówka – rozruszał się ten ich Thomas. Kwarta remisowa. 28:28.
No to nam odjeżdżają. 37:32.
Walczymy. Kawaleria zdenerwowana, Thomas łapie techniczny i w takim momencie Stotts … bierze czas 46:51.
W ofensywie to chyba najlepsza połówka Blazers w sezonie. 51:56.
Do przerwy sensacyjne prowadzenie 53:56.
Walczymy. 82:79. Gospodarze są wyraźnie zdeterminowani. Stotts gra bardzo wąską kadrą – też chce się pokazać w tym meczu. Rezerwowi rzucili zaledwie 4 punkty.
Po trzech kwartach 91:87. Widać, że nikt obroną sobie głowy nie zaprząta.
Trochę nam znowu odjeżdżają 97:91. Raczej nie ma szans na niespodziankę, z tak zdeterminowanym i dużo lepszym rywalem.
Granie jedną, zmęczoną piątką – to się nie mogła udać. Przegrywamy już z kretesem. 114:97.
Mecz kończą rezerwowi: 127:110.
Mecz nr 35. Sylwestrowy kac
12/31/2017
Hawks - Blazers
Gdyby brać pod uwagę wyłącznie mecze wyjazdowe, Portland byłoby czwartą drużyną ligi, trzecią konferencji i pierwszą dywizji. Nieobecność Lillarda też jakoś nie wpływa ujemnie na wyniki zespołu. Takie paradoksy można traktować jako ciekawostki, ale są one symptomem że z drużyną jest coś nie tak. To znaczy jest potencjał, ale niewykorzystany.
Wszystko co złe zaczęło się od transferu Nurkicia i nie zauważanie tego jest ślepotą. Do poukładanej drużyny z jasnym podziałem obowiązków trafił gość z trudnym charakterem, a co najgorsze okrzyknięty wybawicielem. Zamiast stabilności i tej pasji, którą było widać po odejściu „drużyny Aldridge’a”, mamy nieprzewidywalność, chimeryczność i pogorszenie atmosfery w zespole. Taki Harkless miał potencjał żeby się dalej rozwijać, ale akurat od wymiany z Denver zupełnie zgasł ...
Zapewne wina leży także po stronie sztabu trenerskiego. Nie ulega wątpliwości, że Stotts nie potrafi już nic z tej drużyny wycisnąć i po prostu powinien odejść. Mało nas bowiem interesuje siódme miejsce rzutem na taśmę i trochę walki w pierwszej rundzie PO.
Mecz w Atlancie, z najsłabszą drużyną ligi chyba przelał czarę goryczy budząc nawet największych entuzjastów. Gospodarze sądząc po frekwencji nie spodziewali się, że ten mecz jest do wygrania. Ale jak od połowy trzeciej kwarty bezkarnie sobie wbiegali pod kosz robiąc co chcieli, często nawet nad wyraz efektownie, postanowili wykorzystać okazję żeby chociaż raz na ruski rok dać swoim kibicom satysfakcję.
A w Portland pewnie będą szukać po omacku kozła ofiarnego.
Mecz nr 34. Wypoczęci
12/29/2017
Blazers – 76ers
Mimo czterech dni przerwy wciąż nie wykurował się Lillard.
Gdy w III kwarcie Philadelphia odjechała na 18 punktów wydawało się, że kolejna porażka w Moda Center jest nieunikniona.
Ale w ostatniej kwarcie kryzys dopadł 76-tki, kolejne 19 punktów i prowadzenie Blazers. W końcówce jeszcze było nerwowo, mecz trwał bardzo długo, ale ostatecznie udało się wygrać.
Sytuacja w tabeli zrobiła się nieciekawa, bo walczymy już tylko o 7 pozycję z NOP. Perspektywa playoffów z GSW czy z Houston to jeden czort.
Mecz nr 33. Czternasty raz z rzędu – Mo Problem
12/24/2017
Lakers – Blazers 0:14
Jaka Wigilia taki cały rok. Ten mecz był jak wigilijny pasztet. Niby smaczny, ale pozostał niesmak.
Stotts odrobinę zmądrzał wypuszczając w pierwszej piątce Napiera, który był najjaśniejszy punktem całej drużyny. Teoretycznie pod nieobecność Lillarda prym powinien wieść CJ, ale jest cieniem samego siebie (no może poza jedną efektowną akcją w połowie ostatniej kwarty) – nawet w końcówce zawalił. Śmiesznie, bo ciężar odpowiedzialności musiał brać na siebie, zapomniany już prawie, Mo Harkless – oprócz jednego pudła z osobistych zapewnił Blazers czternaste z rzędu zwycięstwo nad znienawidzonymi Lakers. LAL już czuli przełamanie nosem, bo przez dłuższy czas prowadzili, a także w końcówce byli bliscy zwycięstwa – dumnie przypominali ostatnie zwycięstwo, czyli 2014 rok. Ale kiepska gra kiepską grą – z Lakersami trzeba wygrać w każdych okolicznościach. Należy jeszcze wspomnieć przyzwoity występ Zacha i to chyba tyle pozytywów.
Najlepszy prezent gwiazdkowy dla kibiców z Portland to jednak czterodniowa dyspensa od oglądania tej żenady, którą ostatnio uprawiają nasi ulubieńcy.
Mecz nr 32. Ławka lepsza od starterów
12/23/2017
Blazers – Nuggets (Barton + Plumlee)
Kontuzja Lillarda okazała się poważniejsza i musi pauzować dwa mecze. To też symptomatyczne, bo wielokrotnie zaciskał zęby i grał. Czyżby wszyscy już w Portland wiedzieli, że tegoroczny sezon należy spisać na straty?
Mecz z Denver właśnie tak wyglądał. Wyższość rywala była widoczna przez cały mecz, który goście - wielokrotnie przez kibiców Portland wyśmiewani za wymianę Nurkica na Plumleego - wygrali na luzie.
Stotts kopie sam pod siebie dołki wymyślając Laymana w pierwszej piątce (w sytuacji, gdy w formie jest Davis, dobrze też sprawdzał się Leonard). Denver mają więcej oleju w głowie i wiedzieli jak rozmontować rywala wystawiając dwóch środkowych: Jovicia i Plumleego. Nurkic gra przyzwoicie do pierwszego faulu, nawet z największym swoim wrogiem popadł w przeciętność: fatalnie w obronie i nieudolnie w ataku. Denver w pierwszej kwarcie wszystkie punkty rzucili z pomalowanego.
Nadzieję w serca kibiców w Moda Center wlali rezerwowi Blazers: Davis zbiera i dobija, Napier rozgrywa lepiej niż fatalny CJ, Pat też czasem coś trafi, coraz śmielej poczyna sobie Zach Collins (już jest porównywany do Sabonisa, a przecież to tylko drugi Leonard), nawet Harkless dwa razy trafił. W efekcie ławka TrailBlazers wygrała ten mecz ze starterami 50:35. Zaowocowało to odrobieniem strat w połowie II kwarty i wyjściem na chwilowe prowadzenie.
Powrót pierszopiątkowiczów rozwiał jednak nadzieje. Nuggetsi odjechali w moment i już do przerwy mieli solidną przewagę, a w III kwarcie rozwiali ostatnie nadzieje ostatecznie budując kilkunastopunktowe prowadzenie.
Jeszcze kilka dni temu Portland walczyło o 4 lokatę Konferencji, a w ten przedświąteczny weekend spadło na 7, i wcale nie jesteśmy pewni, że po raz kolejny upokorzymy w wigilijnym meczu - Lakersów.
Atmosfera w drużynie najwyraźniej siada, w Moda Center można było usłyszeć nigdy nie słyszane na własną drużynę buczenie, a trener już zupełnie gubi się w tym całym chaosie.
Nie żebym się wymądrzał, ale tytuł do ostatniego meczu ubiegłego sezonu „Czas na zmiany” nie został zrealizowany. I wszystko wskazuje, że brak odważnych decyzji skazuje Blazers na rolę przeciętniaka. Może załapią się z końcowej pozycji do PO, ale łomot w pierwszej rundzie – murowany.
Mecz nr 30. Człowiek człowiekowi wilkiem
12/19/2017
Wolves - Blazers
Trudno zrozumieć, że tak dwie przeciętne drużyny walczą o liderowanie w dywizji i czwartą lokatę w konferencji. Ale tak, przynajmniej chwilowo, jest.
To był bardzo wyrównany mecz z emocjonującym finałem. Oczywiście schrzanionym taktycznie przez Blazers. Może i lepiej, bo liderowanie to byłoby już maksymalne przegięcie ponad obecny stan poziomu gry naszych milusińskich.
Mecz nr 29. Batum i Howard
12/17/2017
Hornets - Blazers
Na papierze Hornets wyglądają całkiem dobrze, ale bilans mają słaby. Po obejrzeniu ich wyczynów przestaje to dziwić. Zbieranina koszykarzy bez charakteru.
Blazers odskoczyli przed przerwą na dystans 10 punktów po serii trójek Lillarda.
W III kwarcie rozszalał się Batum, który rzucił 17 punktów, trafiając wszystkie trójki, ale o tak udało się utrzymać przewagę.
Na początku ostatniej kwarty wzrosłą nawet do 16 punktów. Szybko jednak gospodarze zniwelowali ją do 8 punktów. Taki to był rwany mecz. Po „czasie” dalej Hornets cisnęli, skończyło się na doprowadzeniu do remisu po serii 20:4. Dopiero wtedy Portland się trochę przebudziło.
Końcówka dramatyczna. Najpierw ważny blok Aminu, potem istotna zbiórka Nurkicia. Mogło ten wysiłek zniweczyć pudło z osobistego CJ, a następnie dwa Aminu. Na szczęście gospodarze zmarnowali wszystkie czasy i rzut rozpaczy nie znalazł drogi do kosza.
Mamy farta na tym Wschodnim Wybrzeżu, ale gra – pożal się Boże.
Mecz nr 28. Mecz przyjaźni
12/16/2017
Magic - Blazers
Mecz nr 27. Trzynastego …
12/14/2017
Heat - Blazers
Bez Leonarda, z Collinsem w pierwszej piątce – który jeszcze nie dał rady.
Prawie cały mecz prowadzili Heat, ale chyba w końcówce mieli mniejszą motywację. Trochę ten mecz wyglądał jak konkurs rzutów za trzy punkty, na serie Ellingtona odpowiedział CJ i Aminu. Blazers zaczęli odrabiać straty w III kwarcie, a w końcówce Lillard – wcześniej bezrobotny - prostymi wejściami pod kosz wygrał mecz, przekraczając dla Portland trzynastego grudnia poziom trzynastu zwycięstw.
Mecz nr 26. Sensacja
12/12/2017
Warriors - Blazers
Patrząc na reakcje gospodarzy (publiczność + ławka) można by pomyśleć, że to Portland króluje w tej lidze, a dla wojowników każde zwycięstwo to wielki sukces. Ale to ich sprawa.
U nas stare problemy wracają, czyli: słaba druga kwarta, błąd z rolą rozgrywającego dla CJ, pozorowanie obrony i błędy taktyczne trenera. Były lepsze momenty w tym meczu (pierwsza kwarta, run z -24 na -7), ale ani przez moment nie można było liczyć na inne końcowe rozwiązanie.
Trochę żal analizować, jak to dwa lata temu toczyliśmy się wielkie, też przegrane, ale naprawdę wyrównane, mecze z GSW, a dzisiaj nawet bez Curry’ego wygrywają z nami bez większego wysiłku.
Mecz nr 25. Ogień!
12/10/2017
Blazers – Houston
Bezapelacyjnie najlepszy mecz sezonu. Przypomniał się klimat wielkich bojów z Rockets w PO 2014. Urazy Nurkica i Moe odmieniły drużynę, przy okazji uwydatniając kto tu jest niepotrzebny. W pierwszej piątce wyszli Leonard i Turner. Meyers znakomicie stawia zasłony, dzięki czemu Damian od początku trafiał. Głównie za trzy, co szybko dało prowadzenie.
Dobra rotacja, ze świetnym Patem i wreszcie wykorzystanym Collinsem. Do bólu skuteczny Davis i w końcu trafiający trójki Aminu. Houston wygrywające mecz za meczem było przez moment w poważnych opałach.
Wszystko zjebało się pod koniec III kwarty, gdy nieszczęśliwie kostkę skręcił Lillard. Na początku ostatniej fazy przez złe decyzje CJ i Laymana (tak, on też dostał solidne minuty, chociaż nie wykorzystał szansy) Rockets odrobili momentami już 16 punktową przewagę. W końcówce mimo wszystko Stotts stawia na kulejącego Lillarda. Harden masakruje nas wejściami pod kosz i musimy polec. Może szkoda, że Stotts nie zdecydował się w ostatniej fazie na Leonarda i Pata.
Po raz pierwszy w tym sezonie mecz Portland oglądało się jednak z ekscytacją. Szkoda porażki zaświeciło światełko w tunelu. Wystarczy ograniczyć rolę Nurkicia do masowania stopy Lillardowi.
To może by tak pyknąć GSW na wyjeździe?
Mecz nr 24. Sweet Home
12/06/2017
Blazers - Wizards
No cóż, rację mieli ci, którzy nie brali na poważnie wyjazdowej udanej serii Blazers. Po powrocie do Portland wszystko wróciło do normy: przyszły trzy dotkliwe porażki z ligowymi średniakami. Perspektywa Houston i GSW jeszcze bardziej psuje humory.
Jeden zawodnik gości, i to nie najlepszy, Bradley Beal wygrał sam mecz. Wall kontuzjowany, Gortat statystujący – nie przeszkodzili Czarodziejom w spokojnym zwycięstwie.
W Blazers problemy ze zdrowiem Harklessa i Nurkicia – oboje opuścili parkiet w trakcie meczu. I najwyraźniej co raz gorsza atmosfera w zespole.
Na szczęście przed mecze z Houston trzy dni wytchnienia.
Mecz nr 23. Obrona? Jaka obrona
12/03/2017
Blazers - Pelicans
Coś nam nie służy w tym roku Moda Center.
Początek, dzięki dobrej skuteczności Lillarda był nawet dobry. Ale potem mecz przekształcił się w wojnę podkoszową. Cousins sprowokował, przy wydatnej pomocy sędziów, Nurkicia. Blazers rozkojarzyli się, a goście trafiali dużo zza linii. W efekcie z prowadzeni +16 w połowie I kwarty zrobił się deficyt -18 w połowie III kwarty. Sytuację poprawiło pojawienie się na parkiecie Meyersa, który przynajmniej z głową walczył z nadaktywnym Cousinsem. Było tak nerwowo, że nawet mieliśmy okazję obejrzeć akcje za 6 punktów, i to tylko dlatego że Cousins spudłował ostatni rzut wolny.
W ostatniej fazie Blazers jeszcze zbliżyli się poniżej 10 punktów, ale Lillard znowu wymyślił swój rzut za 4 punkty.
123 punkty stracone na własnym parkiecie z drużyną przeciętną ofensywnie chyba ostatecznie burzy tezę o poprawie obrony Blazers.
Mecz nr 22. Powrót do n(f)ormy
12/01/2017
Blazers - Bucks
Wracamy do Moda Center i od razu dużo słabszy mecz. Już nawet pojawiają się teorię, że w tym sezonie Blazers będą drużyną typowo wyjazdową. Pojawiają się również teorię, że w tym sezonie to atak jest problemem, a w obronie zrobiono olbrzymi postęp. Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć jak co przyzwoitsi rywale nas pykają prostymi rozgrywkami. Ta poprawa obrony objawia się głównie problemami z faulami.
Mecz z Bucks to mimo gładkiej porażki dużo ciekawych wydarzeń: powrót Aminu, trafiona trójka przez Harklessa, a przede wszystkim spektakularny blok Nurkicia na Giannisie – zakwalifikowany przez sędziów jako faul. To wydarzenie ostatecznie rozstrzygnęło losy meczu, bo był jeszcze szansik: Blazers z 24 punktowego deficytu zbliżyli się na kilkanaście punktów. Ale po błędnej decyzji sędziów jedyny starający się w tym meczu Bośniak zrobił ofensywny, walnął fochę i tyle było z walki. Gannis nawet grając słaby mecz potrafił go dla swojego zespołu wygrać. To będzie wielka gwiazda tej ligi, ma charakter, ma warunki, ma spryt, a przede wszystkim ma głowę na karku. W Blazers takiego zawodnika nie ma, dlatego I runda play-off to dla nas szczyt marzeń.
Lillard trafił marne 18 punktów, znowu na słabej skuteczności. Gra była prowadzona raczej przez Nurkicia, ale i tak forma Damiana to kolejny kamyczek do ogródka Blazers. Zdegustowana kibicka odwróciła z geście dezaprobaty plansze uwielbiającą swojego idola.
Blazers po tej porażce z dobrym bilansem 13-9 spadają na 5 miejsce Konferencji Zachodniej.
Mecz nr 21. Seria wyjazdowa
11/28/2017
Knicks – Blazers
Jak na poziom gry i formę jaką prezentują Blazers cztery zwycięstwa przywiezione z serii wyjazdowej to jakiś cud.
Mecz w Madison Square Garden był momentami parodią koszykówki, przez trzy kwarty głównie dzięki żenująco grającym Knicksów, a w czwartej swój koncert nieskuteczności odstawili Blazers. Mało brakowało, żebyśmy zmarnotrawili 26 punktów przewagi, na szczęście gospodarze skupili się w końcówce na faulach i Stotts mógł odetchnąć z ulgą.
Z bilansem lepszym niż gra wracamy do Portland na mecz z Bucks.
Mecz nr 20. Kielce
11/26/2017
Wizards – Blazers
Było już -17. I to w IV kwarcie. Jak oni to wygrali? Ostatecznie w ostatniej kwarcie rzucone 35 punktów.
Czarodzieje bez Walla prowadzili przez większość meczu, ale w końcówce wyraźnie spuchli.
Bardzo cenne zwycięstwo. Chociaż za wiele po całonocnym świętowaniu zwycięstwa Korony nad Legią nie pozostało w pamięci.
Mecz nr 19. Black Friday
11/24/2017
Crabbe - Blazers
Mecz o godzinie 18.00 polskiego czasu w piątek. Bajka. Zamiast na zakupy w czarny piątek siadamy więc do rozkoszowania się naszą piękną grą.
Krytyka zrobiła swoje. Mo wyjebany, Pat w pierwszej piątce.
Zaczynamy źle, ale nie aż tak jak w Philadelphii. 15:8.
Zaskakujące zmiany: wszedł Layman. Mo z ławki też nie trafia. 26:16.
Jak na zajebistą defensywę to 32 punkty stracone w jednej kwarcie nie najlepiej wyglądają. 32:23.
Druga kwarta nareszcie przyzwoita. Dogoniliśmy ich. Do przerwy tylko 53:51.
W trzeciej nawet byliśmy na prowadzeniu. 92:92.
Nets już na początku IV kwarty mają setkę. 102:98.
Festiwal trójek. 110:107.
Nerwowa końcówka: prowadzimy 125:127 na 11 sekund, ale piłka dla Nets. Nie trafiają. Nurk zbiera. Nie trafia osobistych. Ale zostało tylko 2 sekundy. Jeszcze czujny faul. Zwycięstwo!
Mecz nr 18. Pechowe trzynaście pudeł
11/23/2017
76ers - Blazers
Zarwaliśmy nockę ze środy na czwartek, mecz o 1 w nocy, i to raczej był błąd. Blazers zagrali słabo, zresztą cały mecz był kiepściutki. Można byłoby jedynie obejrzeć nową gwiazdę Embiida, a głównie jego matkę wciąż eksponowaną przez realizatorów.
Blazers słabo zaczęli i Phila praktycznie kontrolowała cały mecz. Trochę ich postraszył najpierw Napier, a potem Lillard, ale nie mieli wsparcia. CJ – nic nie trafiał, Turner – kolejny słaby mecz, Mo – to chyba się zakochał, bo jego aktywność spada do zera (niektórzy twierdzą, że lepiej broni), Nurk może wiązać buty kolejnemu środkowemu w NBA, nawet Leonard nic nie wniósł.
Źle się zapowiada seria wyjazdowa na Wschodzie.
Mecz nr 17. Wygryźli
11/21/2017
Grizzlies – Memphis
Chyba najlepszy mecz Blazers w tym sezonie. Na początku nie szło, ale udany manewr na trzech braci tym razem wypalił, większa w tym zasługa co prawda Napiera niż Lillarda, którego o mało nie straciliśmy w tym meczu (kolejne szaleńcze wejście pod kosz okupione skręceniem kostki).
Genialny mecz na desce Vonleya i skuteczność Leonarda pod koszem (4/4).
Ale to dopiero początek eskapady wyjazdowej. A nie wszystko napawa optymizmem (Mo, Nurk, Turner).
Mecz nr 16. Żegnaj domku
11/19/2017
Blazers – Kings
Tym razem było zgodnie z planem, Blazers szybko pokazali Królom ich tegoroczne miejsce w szeregu.
-
Z mankamentów co raz bardziej martwi Harkless, który dziś nie oddał ani jednego rzutu i jedynie efektowną interwencją ratującą aut przypomniał o swoim istnieniu.
-
Sporo minut dostał Meyers, który dalej jest ospały, ale rzucił przynajmniej trzy trójki.
-
Nurk chyba wyzdrowiał i przynajmniej wywołał awanturę z Temple.
Teraz pięć wyjazdów. Utrzymanie dodatniego bilansu byłoby cudem. Ale może w końcu drużyna zacznie funkcjonować?
Mecz nr 15. Przeziębiony Nurkić
11/18/2017
Kings - Blazers
Królowie w tym roku tylko z nazwy rządzą w lidze. Powinni raczej zmienić nazwę na „poddani”, bo przegrywają mecz za meczem. Ale w weekendowym dwumeczu z Blazers najwyraźniej postanowili pokazać pazurki.
Blazers grali tak jakby myśleli że tankujący rywal w końcu się przed nimi ukoi, ale nic z tych rzeczy. Pod koszem rozszalał się rezerwowy dwojga nazwisk Cauley-Stein, mając ułatwione zadanie naprzeciw leniwego, rzekomo przeziębionego Nurkicia, który akurat miał fazę na faulowanie i nic nie robienie – w obronie szczególnie. Cóż choroba zmoże największego geniusza koszykówki.
Ciężar rzutowy wziął na siebie Lillard, ale z 25 prób trafił zaledwie 9 – tyle że przynajmniej 5 za 3. Jego 29 punktów nie zrobiło jednak większej różnicy, szczególnie że w końcówce kluczową trójkę spudłował.
Nawet krótka wizyta na parkiecie Legendy na nic się zdała i Królowie mają okazję dopisać sobie ledwie czwarte zwycięstwo na koncie i chociaż na chwilę spojrzeć na rywala z góry. Szkoda, że takimi frajerami okazuje się drużyna która ma (?) dużo większe ambicje niż naprzemienne wygrywanie/przegrywanie. Marne pocieszenie, że jutro powinno być odwrotnie.
Mecz nr 14. Napier ... ać
11/16/2017
Blazers - Magic
Cicha, smutna Moda Center.
Nierówny, rwany mecz.
Do połowy II kwarty lepsze Orlando. Potem przydarzył im się kryzys i z -13 zrobiło się szybko +10.
Odrobili straty, ale w końcówce zabiła ich nasza skuteczność za trzy. Trafiali CJ, a przede wszystkim Napier - pięć trójek na 100% skuteczności.
Meyers znowu nie był potrzebny – przesiedział mecz na ławce.
Teraz dwumecz z Kings i seria wyjazdowa, która może pogłębić i tak marne nastroje.
Mecz nr 13. Wyleczony Meyers
11/14/2017
Blazers – Plumlee + Barton (Nuggets)
Denver gra bardzo dobrze w tym sezonie, czego o nas powiedzieć nie można. Wystarczyło jednak żeby uzdrowiony Leonard tylko usiadł na ławce i przyszła wygrana.
Barton i Mason krzywdy nam nie chcieli zrobić, Jokic przestraszył się Nurkicia, a po stronie Blazers dobry mecz zagrali rezerwowi i podkoszowi. Cenna wygrana, ale widać że atmosfera jest gęsta.
Mecz nr. 12. Allen Crabbe
11/11/2017
Blazers – Crabbe (Nets)
Przyjazd Brooklynu to wizyta naszego nieodżałowanego rezerwowego, który w Nowym Jorku oczywiście jest podstawowym graczem.
Ten mecz miał być spacerkiem, ale tym razem przydarzyła się III kwarta i 0:17.
Do tego fatalna końcówka, z absurdalną decyzją trenera o graniu niskim składem i kolejna frajerska porażka stała się faktem.
Mecz nr 11. Niewykorzystany prezent
11/08/2017
Blazers - Grizzlies
Mecze z Memphis to prawdziwa męka, dla mnie to najbrzydziej grająca drużyna w całej lidze. Ale za to można liczyć na walkę i wyrównane końcówki.
Faktem jest, że Blazers przepracowali przerwę pomiędzysezonową na poprawę obrony. Cóż z tego jak bronić trzeba … umieć. Nie tylko być aktywnym, ale unikać fauli. A najlepiej tak faulować, żeby sędziowie nie odgwizdali. Rywale to prawdziwi fachowcy w tym zakresie, a także w wykorzystywaniu braków technicznych rywala. Gasolowi wystarczyły 2 minuty żeby wyeliminować z meczu Nurkicia, który o obronie dalej nie ma zielonego pojęcia, a faule łapie jak dziecko babki w piaskownicy.
Strata przereklamowanego Bośniaka specjalnie nie zaszkodziła, bo pod koszem przyzwoicie zagrali Vonleh i Davis, którzy takimi pierdołami jak faule zdają się nie przejmować – po 10 zbiórek to jest to czego potrzebujemy.
Swoje minuty dostał tez Napier i je wykorzystał, dość powiedzieć, że rzucił – pewnie po raz pierwszy w karierze – tylko punktów co Lillard. Damian był cieniem samego siebie, snuł się po boisku i nawet nie próbował się przełamać – zaledwie 16 rzutów w całym meczu to tez pewnie jeden z jego rekordów.
Na szczęście jak nie idzie jednemu to odradza, mocno ostatnio krytykowany CJ: jego 36 pkt, na ponad 50% skuteczności dało Blazersom przynajmniej możliwość powalczenia w końcówce. Którą oczywiście skopali. Najpierw fatalne wybory: kolejne akcje przez zmęczonego już CJ, Turnera a nawet Davisa spowodowały zerowy dorobek punktowy w przedostatniej minucie.
Oddech gospodarzom dał Conley. Najpierw głupio sfaulował bez piłki Lillarda, a potem nie złapał prostej piłki i niesprzyjający Blazersom sędziowie po długiej analizie zlitowali się dając szansę rozegrania ostatniej akcji. 11 sekund – punkt straty, a geniusz trenerki nawet nie bierze przerwy na żądanie!!! Odpowiedzialność wziął na siebie CJ, nie trafił, ale zebrał – tyle że już nie kontrował czasu i zakiwał się na śmierć.
Porażka po raz kolejny głupia, ale widać że Grizzlies są lepsi. Kolejna drużyna na Zachodzie, która wygląda dużo lepiej od Blazers. Słabo to wygląda w kontekście końcowej klasyfikacji.
Mecz nr 10. Serio trwaj 2
11/06/2017
Blazers - Thunder
Oklahoma (jest zboczona ….) nie wygrała w Portland od 2013 roku. Tym razem nie pomógł ani Westbrook – bo nie trafiał osobistych, ani Melo – bo wyleciał z hukiem w III kwarcie, ani nawet Paul George. Cenne zwycięstwo, chociaż oglądając nasze pomysły taktyczne w końcówkach scyzoryk się otwiera w kieszeni.
Mecz nr 9. Serio trwaj!!!
11/03/2017
Blazers – Lakers
Nie przegraliśmy z tymi żółtymi ciaptaki od marca 2013 roku. Tym razem niewiele brakło, ale na szczęście Lillard równie ich nienawidzi, co cała społeczność pamiętająca IV kwartę 2000.
Zaczęło się od popisu skuteczności, co rzadkie ostatnim czasy: ponad 40 punktów w I kwarcie i sześć kolejnych trójek. Ale szybko wszystko wróciło do miernoty. I w III kwarcie Lakersi nas dogonili, a nawet przegonili. Granie na Nurkicia miało ten feler, że szybko złapał 5 fauli, a w końcówce do niczego się nie nadawał. Na szczęście Lillard trafił w ostatniej sekundzie, fakt że po koszmarnie głupio rozegranej akcji, i wygrał dla Blazers pierwszy mecz od Houston maj 2015.
Mecz nr 8. NBA Pass League
11/02/2017
Jazz – Blazers
Siedząc sobie świątecznie 1 listopada dostaliśmy maila od NBA Pass League z ankietą. Wpisaliśmy, że jesteśmy ekstremalnie zadowoleni.
No i chyba się przejęli naszą opinią, bo dzisiaj zaoszczędzili mi nerwów. W połowie III kwarty robiąc na laptopie sto innych spraw zauważyłem, że mecz nie skończy się na IV kwarcie. Odpuściłem więc sobie IV kwartę i obejrzałem tylko kolejną spieprzoną końcówkę (cegły Lillarda i strata Nurkicia).
Dogrywka to już był dramat. Trzeci mecz przegrany w końcówce. Kończ Waść Stotts, wstydu oszczędź.
Mecz nr 7. Klęska drugiej kwarty
10/31/2017
Blazers – Raptors
Jeden rzut, i to w ostatnich sekundach, celny na siedemnaście.
Sześć punktów przez dwanaście minut.
Taki obraz drugiej kwarty zadecydował o trzeciej porażce w tym sezonie.
Kibice w Moda Center na tyle się zirytowali, że w przerwie oglądali dużo lepiej spisującą się drużynę piłkarską z Portland.
Początek był przyzwoity: Blazers grali na dobrej skuteczności, ale Raptors również byli zmotywowani wykorzystując koszmarną obronę podkoszową.
Potem była klęska drugiej kwarty, a potem próba ratowania twarzy. W trzeciej kwarcie gwiazda przegranych meczów Damian Lillard (i co z jego 36 punktami, po co go było eksploatować na 41 minut) zawziął się i przewaga stopniała do 13 punktów. Ale znowu fatalna gra Blazers na defensywnej zbiórce pozwoliła gościom na kontrolowania wyniku.
Ten mecz to pewnie pierwszy zimny prysznic na rozgrzane głowy optymistów. Początek sezonu pokazuje, że jesteśmy ponownie skazani na przeciętność, z ewentualnymi play-offami wyszarganymi w końcówce.
Mecz nr 6. Popcorn ręcznikiem
10/29/2017
Blazers – Suns
W Phoenix szybko się ogarnęli po fatalnym początku sezonu. Zmienili trenera i postanowili się zemścić w Portland za klęskę w pierwszym meczu. Może by się im by to i udało, gdyby nie to że sędziowie chyba nie lubią Chandlera. No i mamy Pata, który odrobił zły początek.
A w Portland wszystko robią od dupy strony – nawet popcorn zbierają ręcznikiem. Jak tak dalej pójdzie to za miesiąc będziemy w tabeli za takimi Suns.
Mecz nr 5. Faulowanie
10/27/2017
Blazers - Clippers
Przykra porażka, bo wydawało się że po utracie CP3 nielubiani chyba przez nikogo Clippersi będą do ogrania. Niestety przewaga pod koszem była wyraźna, a nasi środkowi szybko się wypisali z tego meczu - trudno grać z pięcioma faulami na koncie. Doszło nawet do tego, że Harkless musiał grać na centrze.
Ale i tak mecz był do wygrania, ale:
-
Lillard spieprzył dwie akcje i usunął się w cień,
-
CJ nie trafił ważnego osobistego,
-
a Gryffin w ostatniej sekundzie pokazał jak się wygrywa stykowe mecze.
Druga porażka w sezonie i druga po stykowej końcówce. Nie widzę ewentualnych gier play off korzystnie przy takich błędach taktycznych.
Mecz nr 4. CJ lepszy niż DJ
10/25/2017
Blazers – Pelicans
Jedni mówią, że mecz koszykówki rozstrzyga się pod koszem:
Nasz podstawowy środkowy szybko się z tej walki wypisał łapiąc trzy faule w kilka minut. Może i lepiej bo Davis i Caleb tak napsuli krwi Pelikanów, że w końcówce podejmowali błędne decyzje. Aczkolwiek kluczowa chyba absencja ICH Davisa.
Drudzy mówią, że mecz koszykówki rozstrzyga się na obwodzie:
Nie było łatwo bo nasi podstawowi obwodowymi ciężko weszli na mecz. Na szczęście ławka w postaci Turnera, Pata i Meyersa punktowała. A w IV kwarcie swoje zrobił CJ.
Mecz nr 3. Giannis
10/22/2017
Bucks - Blazers
Pod koszem zjedli nas na śniadanie, ale i tak powinniśmy to wygrać.
Niestety błędy taktyczne w końcówce: dwie źle rozpisane akcje i brak czasu.
Lillard wcześnie złapał faule, ale w IV kwarcie był sobą.
CJ wciąż na poziomie.
Słabszy mecz Aminu i Turnera.
Duży błąd żeby w meczu dzień-po-dniu tak ograniczyć skład – Caleb by się przydał na Greka.
Mecz nr 2. Sabonis junior
10/21/2017
Pacers - Blazers
Tym razem było tylko odrobinę ciężej, gdy w III kwarcie młody Sabonis zaczął łapać naszych środkowych na faule – Ed Davis złapał cztery w kilka minut. A Indiana doszła na kilka punktów.
Ale wystarczyła trójka Pata, którego aktywność jest jak na razie największym szokiem. I piorunująca końcówka kwarty CJ.
Dobrze zagrał również Aminu: 16 pkt i 16 zbiórek.
Miejsce w drużynie chyba powoli znalazł sobie również Turner.
Na razie jest dobrze, ale poczekajmy na bardziej wymagających rywali.
Czas na zmiany
04/25/2017
Ostatni mecz. PTB - GSW 0:4
Terry Stotts wypuścił w pierwszej piątce Leonarda, czym mocno pogrążył swoją sytuację. Co prawda miało to jakieś uzasadnienie (Jusuf tym razem ze swoją złamaną nogą został na ławce, a Vonleh ma skłonność do łapania fauli), ale przyniosło opłakane skutki. GSW wyszło megaskoncentrowane z Durantem: rzuciło sześć trójek i popracowało w obronie – odcieli od gry CJ i Damiana. Jedyną opcją w ataku pozostał Turner, który zawiódł w PO na całego (że zawiódł w sezonie zasadniczym to małe piwo, bo właśnie miał się przydać teraz). Szybko zrobiło się 0:12 i 3:20 i było po meczu.
Meyers po raz pierwszy zagrał w Play-Off w podstawowym składzie, ale kto wie czy nie zagrał ostatni raz w barwach Blazers. Przy tym hejcie byłoby to dobre i dla PTB i dla samego Meyersa (przecież on jest tak posrany, że nawet się boi rzucić w kierunku kosza). Jestem przekonany, że w nowym klubie się odnajdzie, poza tym będzie miał odpowiednią opiekę medyczną, której w Portland ze świecą szukać. Chyba właśnie od sztabu medycznego należy rozpocząć czystkę, o czym więcej pisałem w artykule „Milan LAB”.
Wracając do meczu, to GSW rzuciło w I kwarcie 45 punktów. Lillard się pozbierał dopiero pod koniec pierwszej kwarcie. Schodząc pod koniec meczu dostał owację – jakby na pożegnanie. Może to też jest pomysł – szokowy, bo szokowy, ale chyba Damian ostatnimi dwoma sezonami udowodnił, że na szczyt Blazersów nie doprowadzi.
CJ – jedyny koszykarz, który w tym sezonie zaskoczył pozytywnie, akurat w ostatnim meczu dał ciała. Trafił do kosza dwa razy i był zupełnie nieobecny. Następny kandydat do wykotu? Pamiętam dwa lata temu ostatni mecz PO z Grizzlies, gdy jako jedyny podjął walkę. To był początek wielkiego CJ – tym sezonem zasłużył na angaż do drużyny, gdzie będzie niepowtarzalnym liderem.
Powalczył dziś trochę Aminu, ale wespół z podrażnionym Lillardem (jeszcze na dodatek sędziowie go wkurwili) wystarczyło to jedynie na zmniejszenie przewagi poniżej 20 punktów. Aminu? Kolejny zawód sezonu. Opinie, że jest dobry w obronie, można włożyć między bajkami, po nawet pobieżnej obserwacji jego wyczynów. Kolejny do wywalenia?
Wychodzi więc na to, że zmiany są potrzebne i organizacji i poszczególnym jej elementom. Takiego sezonu nie można pominąć brakiem działań i spuścić wszystko na karb pecha, czy kontuzji. Drużyna się nie sprawdziła – wymęczony awans kosztem zdrowia Bośniackiego centra i klęska z grającymi na pół gwizdka GSW. Fakt, że silniejszymi niż rok temu. Ale rok temu byli na wyciągnięcie ręki, tym razem nie widać ich było nawet przez lornetkę.
Zły sezon zakończony. Trochę odpoczynku. A już niedługo liga letnia. Będzie zabawa będzie się działo. Większość fanów pewnie jednak czeka z wypiekami na twarzy na zmiany kadrowe. Czy znowu się uda pozyskać jakiegoś kontuzjogennego centra? A może wydadzą kasę na kolejnego nie pasującego do drużyny „Turnera”?
Mecz nr 3. Z(a)łamanie
04/23/2017
Blazers - GSW 113:119 (0:3)
Żeby ratować zmarnowany sezon, Blazers wystawili do gry w meczu ostatniej szansy gościa ze złamaną nogą. To chyba najlepsze podsumowanie decyzji trenersko-lekarsko-menadżerskich.
GSW bez Duranta i trenera byli jednak w opałach. Skuteczni Lillard i CJ są w stanie pokonać każdego. Żeby jeszcze mecze koszykówki trwały 30 minut.
Losy rywalizacji rozstrzygnęły się w końcówce III kwarty, gdy GSW zrobiło 18:1. To prawie jak Tusk.
Mecz w IV kwarcie miał ratować nie trafiający osobistych Turner, a główną opcją ofensywną był przyzwoity tym razem, ale nie do przesady - Aminu. Najlepszy mecz w karierze rozegrał tymczasem Vonleh i kto wie czy odwróciłby losów pojedynku, gdyby nie sędziowie, którzy gwizdali mu z dupy faule.
Lillard jak to przez ostatnie dwa lata niestety już normalne, nie podjął walki w decydującej fazie gry i Curry chyba się nawet nie spocił.
Z poniedziałku na wtorek mecz o honor, zapewne ostatni w tym sezonie. Chyba że magia Moda Center zadziała.
Mecz nr 2. Lepiej było tankować
04/20/2017
GSW - Blazers 110:81 (stan rywalizacji 2:0)
O ile pierwszy mecz był dla zwolenników awansu do fazy PO, o tyle drugi, dla tych którzy optowali za tankowaniem i skupieniem się na wzmocnieniu składu poprzez draft (czyli szukaniu drugiego Odena).
Przed meczem mówiono o możliwych dalszych osłabieniach: mógł nie zagrać CJ i Crabbe. Obaj zagrali, ale może lepiej jakby ich nie było. McCollum był cieniem samego siebie.
GSW natomiast zagrało bez Duranta, a Curry i Thompson się nawet nie spocili.
W Moda Center tak łatwo im nie będzie, ale rzucanie wszystkich sił na mecz o honor to zdecydowanie za mało żeby ratować ten sezon.
Mecz nr 1. Wielka noc CJ
04/16/2017
Warriors - Blazers 121:109 stan rywalizacji 1:0
Sztab lekarski po raz kolejny dał dupy. Jusuf Nurkić prezentował się, owszem, bardzo dobrze: biała koszula, ciemny krawat, kamizelka, garnitur. Tyle, że pierwsza piątka, bez środkowego, z Turnerem wyglądała niepokojąco.
Ale Blazers się nie poddali. Atut w postaci CJ + DM okazał się wartościowy. To co w pierwszej połowie wyrabiał ten pierwszy to była bajka: 27 punktów, praktycznie grał sam. Krew poczuł również Damian, który może trochę na gorszej skuteczności, ale też dorzucił 21 punktów. Reszta drużyny dorzuciła wszystkiego 8 (słownie osiem) oczek. Nawet nie wiadomo kto najbardziej irytował, czy Turner, czy Aminu, czy Leonard. Na parkiecie pojawili się nawet Napier i Pat – cóż za playoffy.
O ile ofensywa oparty była tylko na Braciach, o tyle w defensywie walczył każdy i GSW miało ciepło w majtkach. Remis do przerwy to niemała sensacja. Mankamentem jeszcze 4 spudłowane osobiste. Ale i tak pierwsza połowa nadała wiary sensowi awansu do tej fazy. Chłopaki podjęli walkę.
III kwartę zaczynamy jeszcze lepiej, bo zespołowo. GSW nie wie co się dzieje i też już gra na maksa. Mecz jest bajeczny.
Nadszedł kryzys, seria 10:0.
Ale szybko nadrabiamy straty.
Po trzech kwartach:
REMIS !!!!
CJ 34, Dame 28
Curry 27, Durant 24
Mecz bajeczny. Zadecyduje dwójka Curry-Lillard. Ale i tak wielkie brawa dla Blazers za tą Wielką Noc.
GSW odjeżdża -13. Zła kwarta. To chyba koniec walki.
Jeszcze próbowali: CJ + Turner + Harkless.
Ale Lillard zawiódł po raz kolejny.
Bez centra i z takim liderem jak Lillard dzisiaj - nic nie wygramy.
No chyba że w Moda Center.
Mecz nr 81. Play - Offy
04/11/2017
Blazers (41-40) - Spurs (61-20) 99:98
Dzień wcześniej rzutem w ostatniej sekundzie awans do dalszej rundy dał nam, nie kto inny, jak Russell Westbrook. Ostatnie dwa mecze są już bez znaczenia – w Wielkanoc rozpoczynamy, miejmy nadzieję WIELKĄ – serię z GSW.
Nagle więc rozchorowali się Lillard z CJ. Na Spurs wyszliśmy piątką z Napierem i Patem, a po drugiej stronie Parker, LMA i Leonard. No cóż – każdy przewidywał pogrom. Tymczasem nasze rezerwy wykorzystały swoje pięć minut. Napier z Leonardem dobrze zaczęli, a później to już także Spurs dali odpocząć swoim podstawowym graczom. Co prawda Greg zachowywał się tak jakby od tego meczu zależało jego życie, ale on tam ma.
Wydawało się, że jednak Spurs dociągną zwycięstwo, ale „banda Laymana” nie odpuszczała. I w ostatnim ułamku sekundy Noah Vonley dał sensacyjne zwycięstwo spierdalając przy okazji moją prognozę.
Miło było obejrzeć chyba najśmieszniejszy mecz Blazers w historii. W każdym razie fakty są takie, że pokonaliśmy Spurs dwukrotnie w tym, co by nie mówić, rozczarowującym sezonie.
Mecz nr 79. 75 milionów dolarów
04/07/2017
Blazers (39-40) - Wolves (31-47) 105:98
Allen Crabbe rzucając osiem trójek uratował mecz z Wilkami.
Goście prowadzili nawet 15 punktami, ale są specjalistami NBA od trwonienia takich przewag. W ostatniej kwarcie przez 10 minut nie mogli wcelować piłką do kosza.
Do playoffów brakuje jednej porażki … Denver. Czy jest się z czego cieszyć - okaże się w serii z GSW.
Mecz nr 78. Déjà vu
04/06/2017
Jazz (48-30) - Blazers (38-40) 106:87
Wracamy do tegorocznej normy. Jeden McCollum gra za wszystkich. Nawet zbiórek miał najwięcej.
Lillard znowu jest cieniem samego siebie. Bez centra nie ma pomysłów: siłuje rzuty i generalnie nie trafia. Z takim Damianem nie mamy czego szukać w Play-Off.
Bez centra też nie mam czego szukać, a nikt nie wie czy wróci Nurkić. I w jakiej dyspozycji wróci. Generalnie co raz głośniej się mówi żeby odpuścić ostatnie cztery mecze w Moda Center.
Denver przegrało w Houston i ma jedną porażkę więcej.
Mecz nr 77. Lillard failed
04/04/2017
Wolves - Blazers
Już w pierwszym sezonie głównym atutem Damiana było wygrywanie meczów w ostatniej akcji.
Dlaczego tą umiejętność od ponad roku zatracił - to temat na pracę, na co najmniej doktorską.
Przełożony pojedynek z Wilkami daje kolejny materiał: 4.9 do końca, wynik -1, akcja rozrysowana, Damian pudłuje z półdystansu.
Mecz nr 76. Milan LAB
04/02/2017
Blazers - Suns
Wiadomość była tak niewiarygodna, że wydawała się kolejnym głupim pierwszokwietniowym żartem. Jednak w meczu z Phoenix Jusuf Nurkić się pojawił na trybunach. Oficjalna informacja jest taka, że to pęknięcie kości strzałkowej – przerwa 10-12 dni, aczkolwiek większość twierdzi, że taka kontuzja wyeliminuje go na dłużej. No w końcu złamanie kości. Czas dla Blazers jest kluczowy – jak mamy grać z GSW bez środkowego, to lepiej nie grać w PO wcale.
Nie można jednak przejść bez głębszych rozważań obok tego przypadku. Jusuf Nurkić został okrzyknięty wybawicielem, wszystko co dobre w marcu było w zgodnej opinii efektem pozyskania bośniackiej bestii. Pomińmy absurdalność tego przegięcia pały. Gorzej, że w życiu często tak, a w życiu społeczności Blazers ZAWSZE tak jest, że jak się kogoś gloryfikuje to szybko jest się sprowadzonym na ziemię. Przykładów w najnowszej, i nie najnowszej historii RIP CITY jest na pęczki: pamięta ktoś jeszcze ten zachwyt po drafcie z Odenem? Nie pamiętacie? A pamiętacie nastroje przed tym sezonem? Takie Houston to miało nie widzieć naszych pleców.
Wracając do Nurka. Nie chciałem zbytnio krakać, zresztą przewidywałem że Bośniak skończy się po otrzymaniu odpowiedniego finansowo kontraktu, ale przy jego stylu gry kontuzjogenność niestety także wchodziła w rachubę. Powie ktoś, poniekąd słusznie – ot drobne złamanie na kilka dni i od razu wielkie halo. Nie byłoby tego halo, gdyby nie całokształt tego co się ostatnio dzieje w Portland.
Najpierw fakty: Ezeli zakupiony przed sezonem – kontuzja, Ed Davis - kontuzja w połowie sezonu, trzeci wysoki Meyers też chyba nie do końca wyleczony. Przejdźmy do niższych: Lillard podejrzewany przynajmniej przez miesiąc o grę z niezaleczonym urazem, Turner wrócił z obandażowaną ręką – po co wrócił, jak jest potrzebny jak piąte koło do wozu? No i teraz dochodzi Bośniak. Chłopak młody, ambitny, zdawał sobie sprawę że po tym co odpierdolił w Denver (nie wnikam dlaczego, niech nuggetsi rozkminią trochę genezy konfliktów na Bałkanach) miał w stanie Oregon ostatnią szansę na zaistnienie w NBA – grał na maksa. Z Denver pewnie nikt by go i tak nie powstrzymał. Ale chyba można było przewidzieć, że facet który przestrajkował ¾ sezonu nie może wejść na takie wysokie obroty. A my kurwa przez cały marzec grę oparliśmy na jego potężnych barkach. Problem w tym, że jak ktoś ma masę, to często kości nie wytrzymują – to wie nawet student pierwszego roku medycyny sportowej.
Ktoś powie – taki sport. Chuj nie sport. Odpowiednie wykorzystywanie zawodników, dozowanie obciążeń treningowych – to taki sam warsztat jak i rozpisanie ostatniej akcji meczu. Sprawdzenie zdrowotne gracza też należy do czyichś obowiązków. Pewnie ktoś pobiera za to konkretną kasę, a od kilku lat pierdoli całą robotę (jak to ten od Odena – to na bank). Chcecie najlepszy przykład, że można? Proszę bardzo, co prawda piłkarski, ale idealny.
AC Milan – taki włoski klub (wyjaśnienie dla tych co nie wychylają się poza amerykańską koszykówkę). W 2000 roku kupili za ogromną kasę jednego z najlepszych wówczas piłkarzy Fernando Redondo z Realu Madryt. Gość przyjechał zagrał 16 spotkań przez 4 sezony – większość czasu spędzał tam gdzie Oden w Portland. Właścicielem mediolańskiego klubu był wówczas niejaki Sylvio Berlusconi, znany może bardziej z seksu grupowego. Berlusconi jednak nie lubił wypierdalania pieniędzy w błoto. Co zrobił? Otóż zainwestował nie w kolejnego defensywnego pomocnika, a w … centrum medyczne pod Mediolanem. Milan Lab - centrum badań medycznych do analizy stanu zdrowia i kondycji psychofizycznej piłkarzy, a także przewidywania potencjalnych zagrożeń oraz urazów. Okazuje się, że w sporcie można przewidzieć niektóre rzeczy – nawet takie, czy zawodnikowi nie odpierdoli psycha. Gość się nazywał Jean-Pierre Meersseman – belgijski lekarz – kto wie czy to nie on jest ojcem sukcesów piłkarskich Milanu pierwszej dekady tego tysiąclecia. Od pechowego Redondo mediolańskiemu klubowi nie przydarzyła się przez długi czas ani jedna zdrowotna wtopa (ostatnio jest gorzej, ale może popadli w rutynę). Co ciekawego w 2006 roku, sześć lat po fatalnym zakupie Redondo Milan „zemścił się” na samym Realu – po zdiagnozowaniu wady zdrowotnej sprzedał Kakę do Madrytu – tam wszystko potoczyło się z godnie z medyczną prognozą Milan Lab – Kaka był klientem madryckim ZOZów.
Jak myślicie, ze stworzenie takiego centrum medycznego to jakaś nieosiągalna kasa, to policzcie ile nas kosztowali w tym roku Ezeli, Turner, Crabbe i Leonard. Berlusconi za taką kasę zbudowałby takie centrum w każdej europejskiej stolicy.
A mecz z Phoenix bez komentarza. Z nimi byśmy wygrali nawet w składzie z naszego bloga: Grzegorz, Andrzej Behemot, Lucero, Clythetheglide i Karol na centrze … I ja jako kurwa lekarz odpowiednio dawkujący treningi …
Mecz nr 75. Blisko coraz bliżej
03/31/2017
Blazers - Rockets
Mecz nr 74. O ósemkę
03/28/2017
Nurkić - Plumlee
Po niedzielnych meczach Blazers wysunęli się dość niepostrzeżenie na ósme miejsce gwarantujące fascynujący bój w Play-Off z Golden State Warriors. Nuggets polegli z kretesem w Nowym Orleanie. Generalnie to wygląda, że na awans do dalszej tury najbardziej zasłużyły … Pelicany. Z pewnością w przyszłym roku będą siłą na Zachodzie.
A tymczasem w Moda Center odbędzie się decydujący mecz dwóch rywalizujących ekip. Czy obie tak naprawdę chcą tego awansu to już kwestia sporna. Niektórzy postrzegają tą rywalizację jako mecz sezonu, a niektórzy niespecjalnie kibicują swoim ulubieńcom, bo jednak perspektywa 0:4 GSW może być gorsza od lepszej pozycji w drafcie.
Mecz ma oczywiście swoje smaczki: Barton i Plumlee kontra Jusuf Nurkić – który w Denver uprawiał dywersję. Wszyscy na mecz.
To był mecz godny rywalizacji o Play-Off. W zasadzie wyglądał praktycznie tak jak walka o najwyższe cele. Obie drużyny przystąpiły z wielkim zapałem i rywalizacja trwała do ostatniej minuty. Czyżby aż tak wielką posuchą są mecze z GSW, czy jednak zadziałały wzajemne animozje.
Bardzo ciekawą taktykę obmyśliły obie ekipy.
Denver zdawało siebie sprawę, że koszykarsko są wyraźnie słabsi. Postanowili więc wykorzystać przewagę szerokiej składu (Barton i Plumlee siedzą u nich na ławie). Skupili się więc na prowokowaniu fauli. Po części im to wyszło, bo Harkless złapał szybko cztery i praktycznie nie grał w końcówce. Nurkicowi w trzeciej kwarcie odgwizdano dwa ofensywne i też mógł być problem.
Blazers postawili na Bośniaka, który pałał rządzą zemsty. Powściągnął jednak emocje i nie dał się sprowokować. Rzucał praktycznie tylko spod kosza, unikał fauli i skutecznie egzekwował wolne. Rekord punktowy to chyba wystarczająca zemsta, jeszcze mu pani z obrazka zrobi loda i będzie przeszczęśliwy. Na marginesie pomysł, żeby w jednej drużynie zmieścić Serba i Bośniaka na pozycjach centra mógł wpaść tylko idiotom z Denver.
Decydujące dla losów meczu było jednak rozłożenie sił Blazers wśród obrońców. Stotts postawił na CJ, który jako jedyny z całej drużyny spełnia w tym sezonie pokładane w nim nadzieje. Zagrał z Denver nadzwyczajny mecz. Lillard nie był potrzebny, chociaż kilka razy się podpalał.
Denver nie przewidziało jednak kilku spraw. Przede wszystkim dobrej obrony drugiego garnituru Blazers. Aminu z Crabbem nie zachwycili w ataku, ale przeszkadzali jak mogli. Dodatkowo szóstym graczem Blazers okazał się Mason, który robił wszystko żeby psuć maszynkę Nuggets.
Blazers nie wypuścili zwycięstwa z rąk i są obecnie w zdecydowanie lepszej sytuacji. Wizja czwórmeczu (?) z GSW jak najbardziej realna. I najmniej z takiej perspektywy są chyba zadowoleni wicemistrzowie NBA. Z Denver by mieli spacerek, a potencjał Blazers jednak jest zdecydowanie wyższy. Jeżeli się nie wyprztykali obecną serią to mogą z marszu napsuć krwi GSW. Oczywiście jeszcze trzeba kilka spotkań wygrać. W każdym razie proroctwo 40-42, ósma lokata i konfrontacja z Golden State – nareszcie staje się realna.
Mecz nr 72. Rekord skuteczności
03/26/2017
Blazers - Wolves
Pod koniec sezonu to już nawet wygrane mecze ogląda się z trudem. Wilki najwyraźniej tankujące nie postawiły żadnego oporu. W efekcie Blazers rzucali ze skutecznością ponad 60%, a CJ, jak zawsze skuteczny z Minnesotą wymącił 32 punkty.
Blazers znowu zbliżyli się na jeden mecz do Denver. Żeby nie spowodowało to wpadki w LA, bo z Lakersami trzeba wygrywać niezależnie od okoliczności.
Mecz nr 71. Piękna i bestia
03/24/2017
Blazers - Knicks
Wielka Smuta w Moda Center. Tak przerzedzonej i spokojnej widowni dawno nie widziano w Portland. Najwyraźniej moja relacja z poprzedniego meczu zdołowała wszystkich. Tym razem jednak rywal pałający jeszcze mniejszą chęcią zwycięstw, więc nie było problemów z przekonywującym zwycięstwem. Ale nawet to nie wzbudziło większego entuzjazmu.
Denver dzień wcześniej wygrało bez większych problemów u siebie z Cleveland. Pozostaje więc „bezpieczna” strata jednego meczu. Co prawda może ona zostać odrobiona w jednej, środowej konfrontacji zainteresowanych stron, ale na dziś to wygląda tak, że Nuggets chcą, a Blazers nie.
Z Knicks poszło łatwo: Lillard od początku śrubował swoje statystyki, Nurkić (który zasłużył na osobną analizę, szczególnie w kontekście zachwytów nad dobrazmianą jaką rzekomo dał drużynie) miał proste zadanie – nawet nie dali mu Porzingisa do krycia, i spokojnie punktował spod kosza unikając tym razem problemów z faulami.
Fakt. Dwa razy wydawało się, że jednak Blazers podejmują próbę przegrania nawet takiego meczu - przewaga topniała bowiem do 10 punktów. Ale Knicks chyba nawet jakby chcieli, to nie byliby w stanie zagrozić „zdeterminowanym” portlandczykom. A hala milczała.
Do końca tej drogi przez mękę 11 spotkań, w tym kluczowe z Denver. Zapewne złudne nadzieję na PO jeszcze nie raz odżyją.
Mecz nr 70. Przypadek
03/22/2017
Blazers - Bucks
Z wyjazdowej serii Blazers przywieźli bilans imponujący, pokonując na ich parkietach lepsze, no przynajmniej nie gorsze, drużyny z San Antonio, Miami i Atlanty. Dodatkowo dwa mecze przegrało Denver z Houston - ten ostatni po śmiesznej końcówce z graniem na nieodżałowanego Plumlee w ostatniej akcji. Spowodowało to zbliżenie się drużyny z Portland na jeden mecz do PO. Taka sytuacja już kilka razy się w tym sezonie zdarzyła (to znaczy to zbliżenie, a nie wygrywanie z faworytami) i zawsze skutkowała porażką w meczu o: „awans do PO”. Co prawda grono większości komentatorów, w tym moich przyjaciół po szalu zawsze znajduje przyczyny takiego osłabienia formy (zmęczenie, nie ma odpuszczania w NBA, syndrom powrotu do domu itp.), ale ja jako wieloletni tropiciel spiskowych teorii dziejów w takie przypadki nie wierzą. A mecz z Bucks (których nie wiem czemu lubię) był dowodem wprost idealnym na teorie o celowym unikaniu awansu do dalszych rozgrywek.
Zaczęło się zgodnie z planem, i zgodnie z układem sił: Blazers to obecnie drużyna lepsza od Bucks, i zapewne też lepsza od kilku znajdujących się przed nią w tabeli – nieważne czy przed, czy po wymianie środkowych, z którym to faktem zdecydowana większość obserwatorów wiąże marcowe odrodzenie (podobno nawet lutowe wyniki polskiego budżetu to efekt wymiany środkowych w stanie Oregon). Jako rodzynek trzymając się spiskowej teorii NBA uważam, że wygrywaliśmy bo przez moment PO nam nie groziło (Denver z tym wyśmiewanym Plumlee w pewnym momencie też wygrywało mecz za meczem). Chciałbym się co prawda pomylić i zobaczyć nie tylko Blazers w PO, ale awans do niego wywalczony w bezpośrednim starciu z Denver. Cóż to będzie zresztą za mecz – kto obserwował postawę Nurkicia w Denver ten wie jak bardzo prestiżowy dla obu stron, a „poprawa” dyspozycji Bośniaka pewnie jeszcze bardziej rozsierdziła społeczeństwo Nuggets.
Ale wróćmy do Kozłów, bo po początkowej niemocy wrócili do gry. Terry Stotts zrobił pierwszą głupią rzecz w tym meczu (specjalnie?) skracając rotację. To jest zresztą jeden z elementów zupełnie niezauważalnych, a moim zdaniem niezwykle istotnych. I nie chodzi tutaj o skład pierwszej piątki, ale bardziej o dysponowanie rezerwami. W tych wygranych meczach Stotts wpuszczał ich minimalnie później i to dawało dobry skutek. Najważniejszym ogniwem w tej układance jest Crabbe, jak on zaczyna sadzić trójki to okres drugich piątek nie jest dla Blazers koszmarem. Tym razem był. Idealnym graczem do siania destrukcji jest Aminu. Nawet nie trzeba mu śpiewać „ten mecz przegrać musimy”, dużej lepiej zmobilizować do aktywności w ofensywie: jego nieporadne próby dostania się pod kosz, pokraczne rzuty i chybiane osobiste dają oddech rywalowi, pod warunkiem że nie padnie ze śmiechu.
Bucks w PO grać najwyraźniej chcą i szybko wykorzystali ten moment przejmując mecz, a nawet osiągać +15. Coś tam co prawda Blazers pozorowali: Lillard tym razem zdobywał punkty po wejściach. CJ tez trafiał, Nurkić jakby zwrócił większą uwagę na zbiórki, a Vonleh – to jest kurwa wprost niewyobrażalne – trafił trzy osobiste z rzędu. Chcąc nie chcąc Blazers musieli wrócić do tego meczu, po raz że grali we własnej hali (w Nowym Orleanie jak pamiętamy szybko poddali mecz), a dwa że jednak są lepszą drużyną o czym już pisałem. Na 5 minut przed końcem odzyskali wiec prowadzenie i wówczas do destrukcji przystąpił Trener. Dobra, Nurkić też zjebał bo nałapał fauli, ale pomysł żeby z drużyną typu Bucks grać końcówkę niskim składem był albo idiotyzmem, albo celową destrukcją. W każdym razie na centrze graliśmy w najlepszym momencie Noahem Vonlehem (wątpię że tak to się odmienia …), a momentami Lillardem albo Harklessem. Koziołki bez przeszkód dostawały się więc w strefę podkoszową i wpuszczenie Nurka na ostatnie dwie minuty tylko pogorszyło sytuację – bo zdezorientowany gubił piłkę i tylko utrwalił swój syndrom „dziurawych rąk”.
Dowodem ostatecznym na celową destrukcję była ostatnia akcja, gdy Blazers posiadając piłkę byli +3. Lillard, który jak jest remis rzuca za trzy, tym razem najpierw wydumał wejście pod kosz (zablokowane), a następnie znalazł taką pozycję rzutową za trzy, że trafić nie mógł.
Kolejną okazję do obalenia mojej teorii o celowej destrukcji, Blazers mają już z czwartku na piątek, bo rywal (też) tankujący – Knicksi …
Mecz nr 68. Powrót Evana Turnera
03/19/2017
Hawks - Blazers
Denver z Plumlee i Bartonem już trzy mecze przed nami, więc spokojnie można wygrywać …
Świetny początek. W I kwarcie aż 40 punktów na rewelacyjnej skuteczności. Bardzo dobrze Lillard. Pojawił się dawno nie widziany Evan Turner. Po stronie rywali dopiero w II kwarcie przebudził się, albo został przebudzony Howard – dobrze że nikomu nie wpadło do głowy sprowadzić tak chimerycznego gracza do Portland.
Atlanta się kilka razy zbliżała, ale w końcówce dostała obuchem w głowę. Chyba tam mają wewnętrzne problemy i znowu ich kariera skończy się na I rundzie PO. Ale to i tak lepiej niż nasza …
Mecz nr 66. Huragan
03/15/2017
Pelicans - Blazers
Jeszcze wczoraj pojawiały się opinię, że walczymy o Play Off, że widać wyraźną poprawę gry, że mamy wreszcie środkowego, nareszcie jest obrona obręczy i w ogóle nawet nie potrzebujemy nikogo w drafcie.
Dwie Wieże: Davis i Cousins zweryfikowały te opinie w kilkanaście minut. Wielki Środkowy trafił rzut w pierwszej akcji, a potem wyglądał jak Andrzej Baron w Hutniku Kraków 30 lat temu. W każdym razie wrócił do denverowskiej postawy.
Trzeba jedynie przyznać, że Damian się starał. W pewnym momencie miał nawet więcej punktów na koncie, niż cała pozostała dziewiątka.
Doba przerwy i wyprawa do SAS bez LMA. Ten mecz wygrać musimy …
Mecz nr 64. Oszukani o świcie
03/12/2017
Blazers - Gortat
Gortat i spółka mają problem z Portland. Przegrali 11 z 13 meczów, w tym 3 ostatnie w Moda Center. Po fatalnym początku sezonu grają jednak bardzo dobrze i są już w topie Wschodu. Nie przyjechali na ścięcie i nawet to, że mecz się zupełnie im nie układał, nie przeszkodziło w końcowym triumfie.
Wygrał ten, któremu zwycięstwo było bardziej potrzebna. Co prawda wygrał po błędzie sędziów, ale któż o tym będzie pamiętał jak goście będą walczyć o najwyższe cele, a przepłaceni Blazers łowić ryby.
Pierwsza połowa to popis skuteczności duetu McCollum i Harkless. Blazers wychodzą na 21+. Ale goście nie poddali meczu wykorzystując każdy moment do odrobienia strat. Pierwszym ich atutem był problemy z faulami Lillarda i Pana Dziurawe Ręce (z którym dzisiaj na desce Marcin robił co chciał). W ostatniej kwarcie mecz od CJ przejął Lillard i można było to wygrać. Goście doszli na punkt, ale wtedy dwie trójki rzucili kolejno Aminu i Lillard. Jednak konsekwencja przyniosła swoje efekty i na minutę przed końcem robiło się +6, ale dla gości. Ostatnią minutę spożytkowali waleczni PTB: techniczny osobisty, trójka Aminu, dwa osobiste i dobra obrona ostatniej akcji. Remis. I już dziewiąta w tym fatalnym sezonie dogrywka Blazers.
Dogrywka, którą mimo kilku błędów w ataku, powinni wygrać. Niestety w ostatniej akcji meczu sędziowie nie zauważyli wyjścia zza linię i ukradli zwycięstwo, które tak naprawdę potrzebne jest może co najwyżej mojej osobie, bo do prognozowanej 40 już ciężko będzie dociągnąć. Teraz seria 5 wyjazdów, z których ciężko będzie przywieźć dodatni bilans.
Ten cały Jusuf przegrał zbiórki z Gortatem 7:15, szybko łapał faule, w kluczowych momentach Polak zbierał mi piłkę spod kosza, spudłował 6 rzutów z 8, i miał bilans najgorszy w całej drużynie +/- -22. Ale i tak wciąż są tacy, co nie zdejmują różowych okularów.
Mecz nr 61. Chłopiec do bicia
03/05/2017
Blazers - Nets
Mecz nr 60. Peter Crum
03/03/2017
Blazers - Thunder
Zawsze nad wami – perd… grzmotami. Konfrontacja z Thunder to zawsze pełna mobilizacja, nawet w tym przegrywanym sezonie.
I jeszcze gość wygrał toyotkę rzucając z połowy. Lepszy był Gibson, który rzucił z własnej połowy kończąc pierwszą połowę.
Lillard był zmobilizowany, a u gości grał tylko Westbrook i rezerwowi.
Wystarczyło, ale to nic nie zmienia. Play Offy już odpłynęły wspólnie z Denver i Plumleem.
Mecz nr 59. Popielec
03/01/2017
Pistons - Blazers
Mecze z Pistonsami to zawsze wspomnienie finałów z 1990 roku. Dzisiaj tych wspomnień w Detroit było jeszcze więcej. Może dlatego nawet teraz rywalizacja jest zacięta (przynajmniej pozornie), wyrównana i obfitująca w dziwne końcówki. W styczniu w Moda Center były dwie dogrywki, tym razem Blazers polegli po pierwszej.
Mecz zaczął się od bardzo dobrej gry Blazers – także w obronie, i także dzięki zawodnikom drugoplanowych: pierwsze 5 punktów rzucił niejaki Vonley, po wejściu na parkiet tyle samo uciułał Leonard. Dobrze grał McCollum, na napalonego wyglądał Lillard. Nurkić walczył pod koszem. Ale przede wszystkim cała drużyna broniła, czym chyba trochę zadziwiła Pistonsów.
Blazers prowadzili aż do połowy ostatniej kwarty. Ale wówczas gospodarze objęli prowadzenie i wydawało się, że dociągnę je spokojnie do końca meczu. Szczególnie, że już mieli +8. Ale Lillard tym razem porwał drużynę do boju i doprowadził do wyrównanej końcówki, w której … dał mocno dupy. To znaczy wcześniej bardziej dał Nurkić faulem ofensywnym i brakiem zbiórki. Tak w ogóle to pojawił istotny mankament naszego nowego środkowego. Otóż nie umie on zbierać piłkę, a to dość kluczowy element gry na tej pozycji. Dzisiaj miał wszystkiego 7 zbiórek, a Harkless 10, Lillard 11. No właśnie Lillard. Mógł wygrać ten mecz, ale nie trafił osobistego. Potem co prawda wejściem pod kosz dał dogrywkę, ale tylko dzięki temu że gospodarze słabo rozegrali ostatnie 2,8 sekundy.
W dogrywce niestety już wyglądało to jednostronnie – Pistons (8 miejsce na Wschodzie) wprost zmietli z parkietu, chyba niezmotywowanych Blazers. "Nam wygrywać nie kazano" – taki obraz kształtuje się obecnie. Widać, że drużyna jest w stanie wygrywać na wyjazdach: i z Toronto, i z Pistons, ale raczej cel jest inny. Chociaż w piątek z taką Oklahomą to raczej nie odpuścimy.
Mecz nr 57. Wraca magia?
02/24/2017
Magic - Blazers
To było szalony tydzień. Pomimo braku meczów. Rozważania o potencjalnych wymianach spowodowały, że liczba odsłon i komentarzy naszego blazerowskiego bloga osiągnęła najwyższy poziom w historii. Tymczasem z dużej chmur mały deszcz – kończący się okres wymian przyniósł zmiany, tyle że nie u nas. Co najwyżej przybył kolejny silny rywal na Zachodzie w postaci Pelikanów, które dokupiły sobie Kuzyna z Sacramento. A u nas nawet Meyers się ostał.
Mecz w Orlando wydawał się więc kolejnym serialem tankowania. I taki był przez większość czasu. Magicy prowadzili sobie, a u nas walczył jedynie Jusuf Nurkić, który rzekomo jest dużo lepszy od Masona. Przynajmniej według komentatorów na naszym blogu. Ja na razie wielkiej różnicy nie widzę, ale mogę nie być obiektywny patrząc na wciąż wisząca koszulkę z numerem „24”.
Tymczasem magia powróciła w IV kwarcie. Magia, która nazywa się Damian Lillard. Chłop rzucił 24 punkty, trafiał trójki i wejścia pod kosz. Szybko Blazers objęli prowadzenie i nawet nie trzeba było wyrównanej końcówki. Czy ten mecz to sygnał, że jednak walczymy o ósemkę, czy tylko „wypadek przy pracy” – okaże się już w niedzielę w Toronto.
Mecz nr 55. Żegnaj Mason
02/14/2017
Blazers - Hawks
Kilka dni przerwy od koszykówki w wykonaniu najlepszej drużyny na świecie, wcale do spokojnych nie należało. W niedzielny wieczór jak piorun z jasnego nieba uderzyła wiadomość o kolejnym dealu z Denver. Oddanie Bartona niczego nie nauczyło. Tym razem druga, po nieodżałowanym Lopezie, koszulka z mojej kolekcji sponsorowanej przez Ojca Założyciela musiała trafić do galerii chwały. Mason Plumlee został wytransferowany za białasa Bośniaka i jakiś pick, których zupełnie nie kumam. Fachowcy twierdzą, że i tak Masona byśmy z lecie stracili. A jest to efektem błędu jeszcze z lata z podpisaniem The Legend. Może i tak, a może nie. W każdym razie pozbywamy się jedynego koszykarza, który jako tako sobie w tym sezonie radził.
W meczu z Atlantą z konieczności na centrze zagrał Leonard i dał ciała na całej linii. A w dodatku jeszcze przyniósł walentynkowego pecha.
Oprócz pudeł Legendy mecz nie wyglądał źle. Nawet w II kwarcie dość wyraźnie prowadziliśmy. Potem było równo, a w końcówce zeszła na zabawę w rzuty osobiste. Jeszcze na 3 sekundy przed końcem mając 2 punkty przewagi piłka była w naszym posiadaniu. Ale CJ spudłował. Atlanta wzięła czas i fuksem wyrównała. Dogrywka w połączeniu z tymi przerwami na osobiste spowodowała, że mecz ciągnął się prawie do 8 rano. Co dla osoby oglądającej rano jest o tyle złe, że zdradza fakt zaciętej końcówki. Więc odbiera dużą część emocji.
W dogrywce zaczęło się od 7 kolejnych punktów Blazers. Ale jak się okazało były to ostatnie punkty w tym meczu. Potem Davis wyleciał za faule, zastąpił go Leonard i trafiała już tylko Atlanta.
Kwintesencją tegorocznych Blazers była ostatnia nieudana akcja Lillarda chcącego wymusić faul.
I właśnie w nim cały szkopuł. Drużyna będzie usilnie budowana poprzez jakieś dziwne ruchy, jak ten niedzielny, a żaden center nam nie zapewni niczego, jak mamy takiego lidera - jakiego mamy. Bez meczów wygrywanych przez Lillarda będziemy w dupie przez najbliższe lata niezależnie czy na centrze będzie latał Plumlee, Leonard, Bośniak, czy inny Ed Davis. Taka prawda. Nie rozumieją tego fani – to mało piwo. Gorzej, że najwyraźniej nie rozumieją tego decydenci – a to już problem.
Takie Walentynki.
Mecz nr 54. Całe zło to PO
02/10/2017
Blazers - Celtics
Ostatnie wydarzenia: brak entuzjazmu po zwycięstwie Dallas i okoliczności dzisiejszej porażki z Boston jednoznacznie wskazują, że w tym roku celem stało się uniknięcie awansu do rundy Play Off. Nie ma co tutaj się rozczulać nad zasadnością tankowania (jak wiadomo jestem przeciwnikiem i w dupie mam ten cały draft), ale ewentualne 0:4 z GSW będzie raczej dziełem Bartona i spółki.
Akurat na mecz z Celtami nieszczęście przydarzyło się Turnerowi, który musiał konfrontację ze swoimi kolegami oglądać z trybun Moda Center. Wyglądało to jednak całkiem dobrze … do czasu. Może to efekt gorszego początku gości, którzy serię 7 zwycięstw przerwała niespodziewana porażka w Sacramento noc wcześniej. Gdy przewaga Blazers sięgnęła 17 punktów mogło się wydawać, że Celtów dopadł kryzys i przegra drugi mecz z rzędu.
Ale jak na zawołanie Blazers stanęli i rzucili przez pół godziny dwa kosze. Boston nabrało wiatru w żagle, szybko dogoniło wynik. A w IV kwarcie są już bezkonkurencyjni. Grę ciągnął wyjątkowo skuteczny Aminu, ale to on właśnie przegrał mecz gubiąc piłkę w swoim stylu w kontrze na remis, a następnie pudłując trójkę.
Trochę przykro będzie oglądało się ostatnie dwa miesiące tego sezonu ze świadomością, że i tak chuj – znaczy się draft – z tego będzie.
Mecz nr 52. Super Bowl
02/05/2017
Thunder - Blazers
Noc, w której Ameryka żyje finałem jakiejś dziwnej dyscypliny sportu.
Stąd mecz w Oklahomie o godz. 21. W dodatku z komentarzem Michałowicza.
Do przerwy prowadzimy 46:52.
Nie jest źle, ale i tak więcej emocji było w wyprawie po zgubione dokumenty w Arkadii.
Miałem pomysł, żeby obejrzeć ten Super Bowl, ale to trwa do piątej rano. Gorzej niż z wyborami Trumpa.
Trzecia kwarta słabsza, ale rzutem na taśmę prowadzenie 71:73.
No i Westbrook nas załatwił. Oni już chyba nawet nie chcą wygrywać.
Mecz nr 51. Yogi Ferrell
02/04/2017
Blazers - Dallas
Przed meczem, po przegranej Denver, byliśmy na 8 miejscu.
Ale mecz z Dallas jak zwykle nie mógł być spacerkiem. Goście rozpoczęli od 7 celnych rzutów i błyskawicznie zrobiło się 10:30. W II kwarcie przewaga wzrosła do 24 pkt.
Odrabiać próbowali: świetny Turner, trafiający z syreną McCollum i zbierający złe rzuty Lillarda Plumlee.
Do remisu na 4 minuty przed końcem doprowadził trójką Aminu. Ale taktyka, żeby oprzeć końcówkę na jego rzutach zza linii była co najmniej nierozsądna.
Facet, który nikomu jeszcze w sezonie nie rzucił 20 punktów, nam rzuca 22 do przerwy i trafia ważną trójkę w ostatniej minucie. W kluczowej akcji trójek nie trafiają McCollum – o dziwo, i Lillard – normalka. Przegrywamy drugi raz w sezonie z przeciętnymi Dallas. Wstyd.
Mecz nr 46. Evan Turner
01/21/2017
Celtics - Blazers
Mecz o 23 polskiego czasu, wiec będzie relacja live.
Nie ma dziś Michałowicza. I od razu bardzo profesjonalny komentarz. Rozpoczęli od analizy wczorajszej porażki z Philą.
Słaby początek. 12:4.
McCollum szaleje - 13 pkt 5/5. I już obejmujemy prowadzenie 16:18.
Leonard na parkiecie.
Wsad roku Legendy.
Ale kwarta przegrana 28:26.
Meyers się wkurwił niemożebnie: jebnął trójkę, a potem poprawił wsadem. Ma 8 punktów na 100% skuteczności. I 2 straty gwoli ścisłości.
Lillard jak na razie ma na koncie 3 punkty - i to jest smutne. 32:33.
Harkless kontuzja. 45:43.
Słabszy okres i robi się 52:48. Lillard siedzi na ławce. Plumlee dyskutuje z sędziami.
Turner się spalił. 57:49.
Do przerwy 65:56. Ale gra może się podobać.
Obudzili się Lillard i Turner. Szybko odrobione straty. 67:67.
Vonley wyprowadza Portland na prowadzenie. 72:74.
Koncert nieskuteczności i chaosu. 79:80.
Meyers - najbardziej zakręcony trójka w historii koszykówki. Poprawia kolejną.
Kwarta wygrana 32:21 i przed ostatnią fazą 2-punktowe prowadzenie. 86:88.
Meyers kolejne dwie trójki. To co się dzieje na parkiecie wymyka się jakiejkolwiek analizie: 90:95.
Gubią się sędziowie. Trwa walka pod koszem. Vonley spada za przewinienia. 96:97.
Zrobił się rewelacyjny mecz 107:107. Półtorej minuty.
108:111!!!! 46 sekund. Co za mecz!
110:113!!!!! 10,8 sekundy.
113:113. Rozier. Załamka. 8 sekund
Lillard zjebał. Dogrywka
118:119. Minuta jeszcze.
Lillard 2+1!!!!! 118:122. 47 sekund. Musimy to wygrać. To ma być przełomowy mecz.
120:122. 44 sekundy.
Plumlee miażdży rywala. 123:127!!!
Dziękujemy