"Mój przyjaciel orzeł" - Kain i Abel
To dwuwątkowy film, i w zasadzie wymagający dwóch odrębnych ocen.
Dominujący jest wątek rodzinny ptaków, orłów. Opowieść zaczyna się od wyklucia z jaja dwóch braci. Od początku wiadomo, że tylko jeden z nich może zostać królem okolicy, i bardziej predysponowany jest silniejszy, starszy. Młodszy cudem unika śmierci, ratuje go chłopiec Lukas wchodząc w rolę ojca i wychowawcy. Musi go nauczyć wszystkiego, co pozwoli przetrwać w świecie zwierząt: najpierw latać, a potem zdobywać samodzielnie pożywienie, czyli polować, a mówiąc brutalnie: mordować inne zwierzęta. Nasza sympatia jest jednak od początku po stronie Abla, jak nazwał go Lukas na podstawie czytanej biblijnej historii.
Sam Lukas też ma własną historię rodzinną. Ze swoim ojcem praktycznie się nie odzywają. W filmie powoli odkrywana jest przyczyna tego stanu rzeczy. A finał tej opowieści i tak jest mocno tajemniczy – przynajmniej jak na standardy kina familijnego.
Wątek „zwierzęcy” filmu jest znakomicie zrealizowany, pieczołowicie odzwierciedla zwyczaje w tym środowisku. Sama nauka młodego Abla w sztuce latania i polowania odpowiada rzeczywistości. Niektóre sceny wręczy przypominają film przyrodniczy. Ogromny szacunek dla twórców „Mój przyjaciel orzeł” za umiejętność tak znakomitego przedstawienia tego świata. Zdjęcia zapierają dech w piersiach, a już widok z perspektywy szybującego ptaka jest niepowtarzalny. Sama historia: biedny los Abla, wybicie się na samodzielność i rywalizacja z bratem też jest ujmująca, i ma z pewnością dydaktyczny wymiar.
Niestety dużo gorzej jest z wątkiem „ludzkim”. Dialogi są fatalne, sama historia też jakaś wątła, a wśród aktorów (nawet Jean Reno) nikt nie budzi jakieś wielkiej sympatii. Sam Lukas większość czasu chodzi z markotną mina, nie wiadomo czy z powodu konfliktu z ojcem, czy obaw o życie swojego podopiecznego. Słabości dodaje koszmarny wręcz polski dubbing, możliwe że z napisami ten film byłby odrobinę lepszy.
Ale i tak z uwagi na część przyrodniczą jest to obraz godny polecenia (wątek zwierzęcy to taki kinowy Abel, a ludzki reprezentuje poziom Kaina), stąd mocno zdziwiony byłem zerową frekwencją na swoim, porannym sobotnim seansie.