top of page

"Wojownicze żółwie ninja: wyjście z cienia" - na dachu Madison Square Garden


Rozpoczyna się od szaleńczego biegu czwórki – znanych nam już z poprzednich filmów – żółwi. Ale nie zagraża – przynajmniej na początku – żadne niebezpieczeństwo. Chyba że nazwać nim obserwowanie meczu w Madison Square Garden pomiędzy New York Knicks a Los Angeles Clippers. To że oglądamy film fantasy wiemy już w momencie gdy zaraz po przybyciu żółwi pod sufit hali, koszykarze gospodarzy trafiają do kosza …. Problem czwórki żółwi polega na tym, że nie mogą się ujawnić, bo ludzie raczej nie przywitają takich dziwolągów przyjaźnie. Cały więc zaszczyt z zeszłorocznego uratowania miasta spływa na kogo innego. Żółwie słabo się z tym czują, ale na razie to mogą w ramach protestu rzucić kawałek pizzy na parkiet i spowodować upadek J. J. Redicka.


Niewiele dobrego można o tym filmie napisać, bo w najmniejszym stopniu nie dorasta nawet także słabym poprzednikiem. Jeżeli chciano dać więcej akcji to niewiele z tego wyszło: sceny może są stylizowane na efektowne, ale słowo stylizowane jest tutaj odczuwalne najbardziej. Jeżeli chciano dać szczyptę psychologii typu sfrustrowane i niedocenione żółwie nie mogące się ujawnić w obliczu groźby linczu to pomysł spalił na panewce.


Ogląda się ten film z bólem, bez zainteresowania, brakuje luzu, poczucia humoru – obleśne wpychanie pizzy z różnymi dodatkami raczej mało kogo cieszy.


Żółwie wpadły do kina, ale repertuarowa maszynka szybko je z nich wymieliła. I słusznie.

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page