"Ostatnia rodzina" - apoteoza śmierci (5/10)
Główna nagroda w Gdyni.
Entuzjazm krytyków.
Tłumy na pokazach przedpremierowych.
Fascynujący temat (losy Beksińskich).
Tak przeczuwałem, że ten film mnie rozczaruje. Ale nie podejrzewałem, że aż tak bardzo.
Beksińscy
Taki temat, taka historia i tak zmarnowana. Z filmu nie dowiedziałem się absolutnie niczego, czego bym o Beksińskich nie wiedział. Wszystko jak po sznureczku w czasowych interwałach, zresztą ujawnianych widzowi datami. Ojciec - malarz, syn - radiowiec i tłumacz. Po kolei: przeprowadzka z Sanoka, kłótnie rodzinne, pierwsze audycje rynkowe, zainteresowanie obrazami itd. Aż po znane już prawie wszystkim ostatnie dramatyczne losy Tomasza i Zdzisława.
Twórcy nie potrafili się zdecydować o kim zrobić ten film: o Tomaszu, czy o Zdzisławie, w efekcie zrobili o obu, nie potrafiąc położyć nacisku na jednego z nich. W efekcie mamy dziury scenariuszowe, bo raz ważniejsze są problemy ojca, raz syna. Jest to więc film o Beksińskich, który nie wykorzystuje potencjału ani historii ojca, ani historii syna.
Wszystkie najciekawsze sceny są w zwiastunie, co także irytuje, bo można było jednak więcej zachować jedynie dla widzów całego filmu.
Moje rozczarowanie może po części wynikać, że historia Beksińskich jest bardzo dobrze znana. Radiowe audycje Tomasza były dla mnie kultowe, a nawet wyczekiwane przez cały tydzień. Również malarstwo Zdzisława uważam za wybitne. Może dlatego tak cierpiałem na tym przeciętnym filmie o tak utalentowanych osobowościach...
A film w żadnym elemencie nie jest odkrywczy, ani interesujący. Taka zdarta płyta.
Śmierć
Ten film bowiem nie jest o Beksińskich, jest o śmierci. Na bazie losów rodziny poszukuje jej się przez cały seans. Na początku okazją są samobójcze skłonności Tomasza. Następnie na tapetę wprowadzana jest śmierć naturalna - babcie Tomasza mają już około 90-tki, więc film zapomina o Beksińskich żeby pokazać umieranie ze stadrości. Następnie przydarza się okazja jednej ofiary katastrofy lotniczej w Białobrzegach. Ostatnie trzy śmierci są już SPOILERami, oczywiście jeżeli ktoś zupełnie nie interesował się losami Beksińskich.
W całym filmie mamy więc pokazane trzy pogrzeby i pięć zgonów (wszystkie tak na maksa realistycznie, łącznie z ostatnim - najkrwawszym). Wszystko pokazane jako najważniejszy element filmu. To fakt, że śmierć jest nieodłącznym element historii Beksińskich (nie tylko ich zresztą), ale w tym filmie jest tak uwypuklona, że zakrywa wszystko: i muzykę, i malarstwo, i miłość, i rodzinę.
Zdjęcia
To największy, wręcz karykaturalny mankament tego filmu. Kamera zazwyczaj jest ustawiona w rogu pomieszczenia, skąd obserwuje dialog. Ulubionym urozmaiceniem operatora jest umieszczenie kamery poza pomieszczeniem, tak żeby pokazywała wejście i kawałek środka. Tak pokazanych scen naliczyłem kilkanaście. Tak widz śledzi rodzinę Beksińskich. W scenach bardziej dynamicznych kamerzysta "lata" z kamerą jak oparzony za bohaterem. W efekcie prawie nic nie widać.
Jestem tak zażenowany tym elementem, że nawet sprawdziłem "karierę" operatora. Kacper Fertacz ma 30 lat, i "zasłynął" zdjęciami do takich filmów jak "Czerwony Kapitan", "Facet (nie)potrzebny od zaraz", "Hardkor disco". Teraz pewnie dostanie pochwały od "branży" i już się nie nauczy swojego fachu.
Mania wideo
Irytujący był też motyw z maniakalnym nagrywaniem przez Zdzisława wszystkiego na kamerze wideo. Łącznie ze zgonami. Nawet jeżeli tak było, to uwypuklenie tego w filmie jest zupełnie bez sensu. Przy okazji: w filmie nie ma ani jednej sceny, jak Zdzisław ... maluje obraz. Za to klamrą jest rozmowa, a w której opowiada że marzył żeby kogoś zgwałcił i chciał sobie zamówić przez internet wymarzoną kobietę. Nie pokazać Zdzisława Beksińskiego jako malarza to grzech niewybaczalny tego filmu.
Radiowiec, tłumacz i problemy z kobietami
W przypadku Tomasza jest minimalnie lepiej, bo przynajmniej epizodycznie pojawiają się jego audycje radiowe, czy tłumaczenia do filmów. Ale też główny nacisk położony jest na problemy w stosunkach z kobietami. Ani razu w filmie nie wspomniano o tym, że prowadził kultowy (dla mnie przynajmniej, ileż ja godzin ślęczałem przy radio słuchając tej audycji ...) Wieczór Płytowy. Zbrodnia kolejna twórców "Ostatniej rodziny".
A i jeszcze scena samolotowa. Jeżeli ktoś jeszcze raz zarzuci Antoniemu Krauzemu realizację jego sceny katastrofy, to śmiało można mu zaproponować koszmarnie źle technicznie nakręconą scenę wypadku w Białobrzegach.
Dobra scena
Czas na pochwały. W całym filmie jest jedna, powtarzam JEDNA, scena która mnie poruszyła. To (oczywiscie pokazywana z kamery ustawionej w przedpokoju) scena w łazience, gdy chora Żona Beksińska pokazuje procedurę prania w pralce automatycznej jednocześnie rozważając o swoim miejscu w grobowcu. Oczywiście ta dobra scena też musiała być o śmierci, ale zarówno realizacyjnie, jak i dialogowo jest poruszająca.
Aktorstwo
To że Andrzej Seweryn i Dawid Ogrodnik zagrali rewelacyjnie jest faktem bezspornym. Ogrodnik to wręcz kopia Tomasza, chociaż może niektóre sceny kłótni rodzinnych przerysował, ale niekoniecznie - znając Tomasza mógł się on zachowywać dokładnie tak jak Dawid zagrał.
Ale to absolutnie w niczym nie usprawiedliwia reżysera. Nie wykorzystał takiego potencjału, jaki miał. Zbrodnia kolejna ...
Publika
Ciekaw jestem, czy widzowie podzielą entuzjazm "branży". Sądząc po frekwencji na weekendowych pokazach, z zainteresowaniem nie powinno być problemu. Ale moim zdaniem wielu widzów będzie bardzo rozczarowanych filmem. I nic tu nie pomoże zrobiona pod publiczkę końcówka.