Korpo – kwarantanna w korporacji (ocena: 5/10)
Motyw co prawda ograny, ale miał tutaj dodatkowy potencjał. Raczej zmarnowany.
Derek dopiero rozpoczął pracę w korporacji. Ma jednak swoje ambicje i nie zawaha się ich realizacji. Szczególnie, gdy pojawią się zupełnie nieoczekiwane możliwości. Na świecie szaleje bowiem wirus o skomplikowanej nazwie, ale potocznie określony jako „czerwone oko” ze względu na przekrwienie oka zarażonego. Osoba będąca pod wpływem tego wirusa traci wszelkie zahamowania, czyli na przykład przywali komuś kogo nie lubi, albo nawet zabije jak nienawidzi, a także gwałci, demoluje i tym podobne. Co ciekawe morderstwo w takim stanie nie podlega karze, co potwierdził pewien precedens sądowy. Gdy więc wirus zostaje odkryty w korporacji, w której pracuje nasz bohater, a cały budynek zostaje poddany ośmiogodzinnej kwarantannie robi się ciekawie.
Motyw kwarantanny, gdy zamknięci ludzie są skazani sami na siebie w walce z przeciwnościami natury jest stosunkowo ostatnio nadużywany, czego przejawem szczególnie seria "[REC]". Jednak tutaj pojawia się nowy potencjał, bo jak wiadomo w korporacji różnie bywa, a sam działanie wirusa stwarza szerokie możliwości. Można więc było zaszaleć. Zabrakło jednak pomysłów, odwagi, a może także umiejętności realizacyjnych.
Fabule brakuje błysku i zmian tempa akcji. Stosunkowo przewidywalna podróż na piętro zarządu, przy pomocy przypadkowej klientki nie budzi większego zainteresowania, pozbawiona jest elementów zaskoczenia. Jak na tego typu film za bardzo się dłuży. Bohaterowie są za mało wyraziści, nawet sam Derek to jakiś taki przeciętny pracownik, trudno uwierzyć w jego rozbuchane ambicje. Może też brakuje jakiegoś podłoża z życia prywatnego, które urozmaiciłoby akcję.
Niewykorzystane są także elementy brutalności. Tutaj powinni pójść po całości, a krew miała się lać rzeką, a nie strumyczkiem. W końcu wszyscy wiemy jak można nienawidzić księgową, kadrową, czy kolegi za ścianki w korporacji. Zatrzymano się jednak w pół drogi – i jest zbyt ugrzecznione, poza może kilkoma wyjątkami. Pewnym usprawiedliwieniem są tutaj ograniczone środki budżetowe, ale pomysłowość często nie wymaga pieniędzy.
Największy problem jednak jest z narracją, która jest prowadzona z offu. Praktycznie większość filmu jest tylko opowiadana, co nie buduje napięcia. W takich produkcjach widz ma być zaskakiwany poprzez to co widzi na ekranie, dialogi i interakcje, a nie przez gadanie że Derek to jest taki i taki, ponieważ coś tam. To duży mankament powodujący miałkość fabuły.
Pozostaje więc śledzić losy ośmiogodzinnej kwarantanny jedynie dla krwawej rozrywki, z nadzieją że jednak coś tam brutalniejszego się pojawi. Pojawia się mało, może jednak będą tacy amatorzy jak chociażby Quentin, którym tyle wystarczy.
Zagadką jest kraj produkcji. Wydawało się że jest rdzennie koreański, ale jak widać jest z USA, a podobno nakręcono go w Serbii.
W Polsce film nieśmiało wprowadzono na pojedyncze seanse, ale nie zyskał żadnego zainteresowania i szybko zniknął z repertuaru. Pewnie pojawi się w jakieś telewizyjny na seans po 23.00. Nawet warto obejrzeć. Chociażby po to, żeby stwierdzić że: „u nas nie byłoby tak spokojnie po takim wirusie …”.
Plusy:
motyw kwarantanny w korporacji
wizja przyśpieszonej kariery
trochę beki
Minusy:
brak spójności scenariuszowych
brak charakteryzacji bohaterów
za mało krwi i seksu
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Mayhem
Polska premiera: 28 września 2018
Dystrybucja: Mayfly
Produkcja: USA (???)
Rok: 2017
Gatunek: horror
reżyseria: Joe Lynch
scenariusz: Matias Caruso
muzyka: Steve Moore
zdjęcia: Steve Gainer
obsada: Steven Yeun, Samara Weaving, Steven Brand, Caroline Chikezie, Kerry Fox