Źle się dzieje w El Royale – hotel na granicy stanów (ocena 5/10)
Dopracowany scenariusz, ciekawa obsada, świetna realizacja. A jednak coś nie zagrało. Film męczący.
Hotel na uboczu, na granicy dwóch stanów: Kalifornii i Newady – nawet pokoje są podzielone i panują w nich inne zasady (kawa płatna, alkohol zakazany itp.). Głównym atutem jest jednak położenie umożliwiające wysoko idącą anonimowość. Stąd specyficzni goście i szemrane interesy – jak chociażby wizyta gościa, który rozmontowuje pół pokoju, żeby ukryć pod podłoga torbę z tajemniczą zawartością. 10 lat później do rzadko odwiedzanego hotelu w jednym dniu przyjeżdża zestaw gości: ksiądz, sprzedawca odkurzaczy, czarnoskóra piosenkarka, kobieta z wulgarnym podpisem – witani przez młodego recepcjonistę wyglądającego na jedynego pracownika hotelu. Po wyborze z pokoi każdy zaczyna swoją grę.
Scenariusz jest podzielony na podrozdziały (z tytułami stylizowanymi na kino nieme) skupiający się na kolejnych osobach, czy też samych pokojach. Zastosowano tutaj liczne zabiegi retrospekcji, nie linearności fabuły, powolnego odsłaniania tajemnicy. Zabiegi znane i zazwyczaj skuteczne, także tutaj, jednak pozostawiają pewien niedosyt. Sama historia tylko momentami jest zaskakująca, bo tak naprawdę pierwsza scena spoileruje zbyt wiele. Każdy amator tego typu scenariuszy szybko domyśli się jaki jest cel najazdu nowych gości, i że nie są oni tymi za których się podają. Dość oczywiste są również wzajemne interakcje i wychodzące na jaw powiązania. Nie raziłoby to, gdyby miało chociaż jeden przełomowy zwrot akcji, albo gdyby zostało skondensowane. Niestety największy zarzut do tego filmu to nadmierne rozwleczenie, w zasadzie ma się kilka razy wrażenie, że mógłby bez szkody dla końcowego odbioru się skończyć.
Nie najlepiej jest także z dialogami, które są „tylko” poprawne. Brakuje tutaj tego czegoś, co jest w filmach najlepszych reżyserów tego typu produkcji, z Tarantino na czele.
Pod względem realizacyjnym film jest dopracowany w każdym calu. Bardzo pieczołowicie oddano czas, w którym toczy się akcja, poprzez scenografię, kostiumy, przedmioty, także styl bycia bohaterów. Przez cały film czujemy, że akcja toczy się w jakimś zapyziałym hotelu, a nie w studio telewizyjnym.
Bardziej krytycznie można odnieść się do aktorów, chyba nie wszyscy wspięli się na wyżyny swoich możliwości. A może i casting mógłby być lepszy. Jakaś gwiazda pierwszej wielkości dodałaby smaczku (albo i nie).
Można oczywiście zrozumieć tych, którzy się tym filmem zachwycają, bo swój klimat ma. Pozostanie jednak jednym z wielu tego typu, niczym specjalnym się nie wyróżniającym. Dla wielu rozczarowanie, bo potencjał był większy. Może lepiej było pójść w kierunku bardziej komediowym?
Plusy:
charakteryzacja
sprawna opowieść, pomysłowe retrospekcje
dźwięk, montaż, muzyka
śpiew Cynthi Erivo
Minusy:
brak oryginalności, przewidywalność od pierwszej sceny
teatralność, zbyt wolne tempo
przedłużona końcówka
mało błyskotliwe dialogi
brak odwagi komediowej
Zwiastun:
Tytuł oryginalny: Bad Times at the El Royale
Polska premiera: 12 października 2018
Produkcja: USA
Rok: 2018
Gatunek: thriller
reżyseria i scenariusz: Drew Goddard
obsada: Jeff Bridges, Cynthia Erivo, Lewis Pullman, Dakota Johnson, Jon Hamm