„W stronę Swanna” – Marcel Proust
Pierwsza część największego w historii literatury wyzwania dla czytelnika jakim jest siedmiotomowa epopeja: „W poszukiwaniu straconego czasu”.
Podmiot liryczny wspomina swoje dzieciństwo w miejscowości Combray, przypadek miłości tytułowego Swanna oraz własnej uczucia do kobiety - już w Paryżu.
To nie jest lektura do przeczytania – to jest książka do czytania i powracania do niej. Długie, pozornie nieistotne opisy, skupianie się na szczegółach, trudne do ogarnięcia dygresje. Czytanie tej książki to lekcja koncentracji – każdy niuans jest ważny. Zapewne dopiero przeczytanie całości daje pełen obraz i pokazuje że mało istotne elementy układają się w całość. Ale przeczytanie już samej pierwszej części jest wyzwaniem, nawet w okresie przymusowego siedzenia w domu w czasach koronawirusa.
Proust odwołuje się w wielu fragmentach, porównaniach i dygresjach do historii sztuki i literatury. Często jego myśl jest trudna do rozszyfrowania nawet przez tłumacza, a co dopiero „szarego” czytelnika. Chłonąc tą powieść można jednak wielokrotnie odkryć niezwykłą mądrość. Trudno styl jest tak naprawdę symulacją ludzkich myśli, które biegną właśnie w tak nieoczywiste kierunki, odchodząc się od początkowego wątku.
Niewątpliwie dzieło Prousta jest literackim arcydziełem. Ale niedostępnym intelektualnie dla zwykłego pochłaniacza książek. I tak dobrze, że w Kolekcji GW ograniczono się jedynie do pierwszego tomu.
Przeczytane w dniach: 19-28 marca 2020
#READLIST2020 12/52
#KolekcjaGazetyWyborczej 12/40
Comments