"Ćwiczenia stylistyczne" - Teatr Studio
Pełna abstrakcja
"Ćwiczenia stylistyczne" w Teatrze Studio to jedno z najbardziej zaskakujących przedstawień, jakie w ostatnim czasie oglądałem. Chyba nawet Klub Komediowy przy tym musi wymięknąć.
Zaczyna się mocno niepokojąco: najpierw jeden aktor wygłasza kwestię po francusku, drugi po angielsku, a trzeci po niemiecku. Już się obawiam, że to spektakl dla poliglotów, ale na szczęście niepostrzeżenie przechodzą na rodzimy język.
Zaraz potem okazuje się że inne zdolności również będą potrzebne. Na przykład aktorzy próbują sklecić monolog bez słów z literą „e”, albo narysować ekstremalnie abstrakcyjne zadanie matematyczne. Sensu w tym przedstawieniu co prawda nie ma, ale abstrakcji jest co nie miara.
Pusta z początku scena zapełnia się różnymi gadżetami i pod koniec chaos jest kompletny. Przedstawienie kończy worek cebuli.
Trudne do oceny, specyficzne i może trochę przydługie. Ale wbijające się w pamięć.
I jeszcze jeden plus: program spektaklu jest dostępny – za darmo – w internecie. To powinna być nowa jakoś, bo żyłowanie na tych programach od widza jest momentami żenujące. Jak mam mało kasy to mnie wkurza cena, jak mam dość to znowu gromadzą mi się te programy w szafie.
"Efekt" - Teatr Studio
Pożegnanie (?) Agnieszki Glińskiej
W Teatrze Studio wystawiany jest, jeszcze (nie wiadomo jak długo, z uwagi na konflikt reżyserki spektaklu z kierownictwem teatru), spektakl w reżyserii Agnieszki Glińskiej pod krótkim tytułem „Efekt”.
Bohaterami sztuki jest dwójka młodych (w miarę młodych) ludzi Tristan i Maja (dziwne że nie Izolda …), którzy spotykają się podczas eksperymentu medycznego. Poznajemy ich jak zostają szczegółowo wypytywani przez lekarkę, a następnie śledzimy początki ich znajomości i trwanie eksperymentu medycznego. Na tle powiązań pomiędzy pacjentami mamy wątek pary lekarzy prowadzących całe przedsięwzięcie.
Widza wita uboga scenografia – coś w rodzaju gabinetu lekarskiego. W trakcie sztuki wykorzystana zostanie jednak cała przestrzeń dużej Sali Teatru Studio, akcje będzie działa się i z boku i przed sceną, co urozmaici przedstawienie. Samo przedstawienie jest bardzo sprawnie zagrane, szczególnie aktorzy grający młodą parę (Simlat, Pawełkiewicz) przykuwają uwagę widza. Na drugim planie wybija się, niedoceniana z uwagi na swój epizod serialowy, Ostałowska.
Sam temat sztuki jest na czasie, ostatnio trochę przeoczona pojawiła się informacji o śmierci jednego z pacjentów podczas testowania eksperymentalnego leku w Paryżu. Glińska sprawnie realizuje spektakl zostawiając widza w ciągłej niepewności (kto jest zakochany, kto działa pod wpływem leku, jakie są motywacje lekarzy). Dzięki temu prawie dwugodzinny spektakl (może niepotrzebnie bez przerwy) ogląda się bez znużenia i z zainteresowaniem.
Minimalnie w tle osobistych dążeń, tragedii i ambicji tli się pytanie o cały sens współczesnej medycyny, o sposoby leczenie choroby współczesności (depresji), o moralność (w końcu leki antydepresyjne w dużej mierze uzależniają), o kontakty międzyludzkie, o etykę zawodu lekarskiego. Możliwe że dla części widzów dotkniętych tymi problemami spektakl Glińskiej ma jeszcze dodatkowe tło wywierając zwiększone doznania.
To nie była łatwy do przedstawienia spektakl. Ratują go aktorzy, ale też rade daje sama reżyserka, może trochę niedoceniania w polskim światku teatralnym. Konflikt w Teatrze Studio nie jest zapewne dobra wiadomością dla tej sceny, która po okresie pewnego przestoju i prób poszukiwania swojej tożsamości nabrało rozpędu, w dużej mierze dzięki realizacjom Glińskiej (Sąd ostateczny, Jak zostałam wiedźmą, Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku).
Czy to kres kariery Glińskiej w Studio? Zapewne tak, ale może jakaś inna warszawska scena będzie polem jej dalszych sukcesów.
Oleanna - Teatr Studio
Dwuosobowy majstersztyk
Scena w formie klasy lekcyjnej: biurko profesora, kilka ławek. Nauczyciel w zamszowej marynarce i dżinsach prowadzi prywatną rozmowę przez telefon. Studentka w krótkiej kraciastej spódniczce, w kozaczkach, przestępuję z jednej zgrabnej na drugą zgrabną nogę. Nie ma wątpliwości, że nie chodzi obojgu jedynie o wpis do indeksu.
Akcja rozgrywa się dynamicznie, sztuka podzielona jest na trzy mini akty (w trakcie krótkich przerw nasi bohaterowie przebierają się w szklanych pomieszczeniach), które wywracają do góry nogami punkt wyjścia. Nie bez przypadku tytuł sztuki to Oleanna, bo jak się szybko okazuje to studentka przejmuje inicjatywę i z ofiary staje się łowcą.
Powodzenie takiej sztuki zależy od dwóch czynników: tekstu i gry aktorskiej. Tekst Davida Mameta oparty na sytuacjach zapewne dość powszechnych, acz nagannych. Dla niektórych scenariusz można zadedykować ku przestrodze. Wielu znajdzie tam bardzo ciekawe spostrzeżenia i sytuację.
Prawdziwy atutem przedstawienia w Teatrze Studio są aktorzy. Krzysztof Stelmaszyk (jednocześnie reżyserujący Oleannę) koncertowo gra uznanego wykładowcę, autora książek, tuż przed awansem, który wykorzystuje swoją pozycję zawodową do poza edukacyjnych aluzji w stosunku do młodych, uroczych studentek. Prawdziwym hitem jest jednak rola Natalii Rybickiej, która wręcz porywa swoją interpretacją początkowo cichej i posłusznej studentki, a później przemianą w kobietę niszczącą karierę i życie nauczyciela.
Napięcie rośnie lawinowo aż do może trochę zbyt ekspresyjnego zakończenia.Teatr Studio na swojej małej scenie określanej jako Malarnia (trzeba trochę powspinać się schodami) specjalizuje się w takich kameralnych przedstawieniach dopieszczając aktorstwo. Trochę szkoda że frekwencja na widowni jest słaba, bo to wbrew pozorom Wielki teatr.